Sumo - sport dla dyplomatów?
Narodowa świętość Japończyków - sport sumo - prawie doprowadził do konfliktu między Paryżem i Tokio. Francuski minister spraw wewnętrznych Nicolas Sarkozy podobno niepochlebnie wyrażał się o japońskich zapasach. Minister wyparł się wszystkiego i dobre stosunki między Japonią i Francją zostały uratowane.
21.01.2004 | aktual.: 21.01.2004 10:53
Popularny tygodnik "Paris Match" podał w numerze z 15 stycznia, że podczas niedawnej wizyty w Chinach Sarkozy wyraził pogląd, że "sumo doprawdy nie jest sportem dla intelektualistów".
"Jak można fascynować się walkami otyłych facetów z wypomadowanymi kokami na głowach?" - miał się dziwić Sarkozy. "Paris Match" pisze także, że minister uznał Tokio za "duszne miasto", a o wzbudzających podziw na świecie japońskich ogrodach wyraził się: "ponure".
Tak nie było - zapewnił minister, który po publikacji zaprosił japońskiego ambasadora w Paryżu na obiad i wszystko mu wyjaśnił. Ambasador powiedział potem, że minister całą odpowiedzialnością obarczył dziennikarzy tygodnika, którzy mieli przekręcić jego słowa i "szukać sensacji".
Ambasador zapewnił, że przyjmuje te wyjaśnienia. Zaprosił Sarkozy'ego do Japonii, aby - jak powiedział - minister mógł lepiej pojąć ten kraj i przyczynić się do pogłębienia stosunków japońsko-francuskich.
Dziennikarz "Paris Match" towarzyszący Sarkozy'emu w chińskiej podróży utrzymuje, że dokładnie zacytował ministra.
Kyodo, która opisała sprawę, donosi, że entuzjastą sumo jest prezydent Francji Jacques Chirac.