Władze toruńskiego uniwersytetu postanowiły sprawdzić, jak podatni są na patologie studenci dziennych kierunków uczelni. Zleciły przeprowadzenie stosownego badania Instytutowi Socjologii UMK. Raport został już zaprezentowany senatowi uczelni, "Gazety Pomorskiej" przedstawia go jako pierwsza. Te dane to wierzchołek góry. Dużo gorzej jest tam, gdzie panuje większy luz: na studiach płatnych i w prywatnych wyższych szkołach - twierdzi znany profesor, wykładowca w kilku wyższych uczelniach.
Z raportu wynika, że co najmniej połowa żaków ściąga i wcale się tego nie wstydzi, a przyzwolenie dla tego procederu wśród studentów jest powszechne. To ostrożne szacunki, bo niektórzy ankietowani pisali, że "takich zdolnych", co nie "zwalają" nigdy, jest u nich na roku tylko 5-10%! Studenci informatyki np., po zasięgnięciu języka u starszych kolegów na temat obyczajów egzaminatorów, przygotowują sobie gotowce ("podkłady"), które oddają zamiast prac egzaminacyjnych.
W raporcie "Gazety Pomorskiej" znalazła też przykład bliskiej współpracy uczelni Torunia i Bydgoszczy, która na oficjalnych szczeblach rodzi się z takimi bólami. Oto kilkunastu studentów fizyki UMK pojechało na bydgoską ATR, by za studiujących tam mniej pracowitych kolegów... zdać trudny egzamin. Dostali za to po 50 zł i zwrot kosztów przejazdu.
UMK nie jest szczególnie chłonnym rynkiem dla piszących prace (zaliczeniowe, semestralne, licencjackie, magisterskie) na zamówienie. Tylko (aż?) 14 spośród wybranych losowo 607 studentów i studentek przyznało się do kupienia takiej pracy. 92 proc. ankietowanych twierdzi natomiast, że nigdy nie zdecydowałaby się na przedstawienie kupionej pracy jako własnej. Uniwersytet może być za to "zagłębiem" płatnych "pisarzy". (PAP)