Studenci wyrzuceni z akademika!
Brak szacunku dla ludzi - słowa te same cisną się na usta. A odnoszą się do praktyk władz Uniwersytetu Gdańskiego. Wczoraj nakazały one wyprowadzkę mieszkańcom domu Studenckiego nr 1 przy ulicy Krasickiego 9, po tym jak tydzień temu pozwoliły im się tam wprowadzić. Ale to jeszcze nic.
13.10.2004 11:25
O bałaganie jaki panuje na Uniwersytecie Gdańskim najbardziej świadczy fakt, że właśnie wczoraj jednej ze studentek przydzielono pokój w akademiku - w tym, który wczoraj postanowiono zamknąć. - Dostaję miejsce w domu studenckim po to, żeby tego samego dnia dowiedzieć się, że już tam nie mieszkam - oburza się Joanna Grocka, studentka ekonomii. - Tak się nie postępuje z ludźmi - dodaje oburzona Magda Reder, studentka psychologii. - Najpierw się nas wprowadza, a później z dnia na dzień, wyrzuca. To jakaś paranoja. Mieszkańcy DS dowiedzieli się o konieczności przeprowadzki z kartki A3 wywieszonej przy portierni. Władze UG w żaden sposób ich nie uprzedziły. Ani w maju czy czerwcu kiedy składali wnioski o akademik. Ani teraz gdy się wprowadzali. A na przenosiny do innego Domu Studenckiego dostali trzy dni.
Władze uczelni tłumaczą fakt zamknięcia akademika przyczynami ekonomicznymi - mówi Paweł Brutel, przewodniczący Parlamentu Studentów UG. - Nowa ustawa o szkolnictwie wyższym zniosła dofinansowanie do zakwaterowania, ograniczając to tylko do osób, którym przysługuje stypendium socjalne. Spowodowało to, że mniej ludzi mogło skorzystać z miejsca w akademiku. Nie usprawiedliwia to jednak formy jaką powiadomiono ludzi o tym fakcie, która jest delikatnie mówiąc niepoważna. A forma była bardziej niż skandaliczna. Wczoraj po południu mieszkańcy Domu Studenckiego nr 1 w Gdańsku dowiedzieli się z kartki zawieszonej na tablicy ogłoszeń, że mają trzy dni na wyniesienie się z akademika. - Wiedzieliście o zamiarach uczelni? - zapytaliśmy Pawła Brutela. - Tylko tyle, że akademik będzie likwidowany, ale nie wiedzieliśmy kiedy. Dopiero studenci nam o tym powiedzieli - stwierdził przewodniczący. Większość studentów miejsca w DS 1 miała przydzielone jeszcze przed wakacjami. Sami decydowali wtedy z kim zamieszkają i gdzie.
Teraz nie wiedzą co ich czeka. - Na dobrą sprawę nawet nie wiem z kim teraz zamieszkam - mówi Robert Cwalina, student socjologii. - Na przeprowadzkę dostaliśmy trzy dni, tylko, że nikt nie pomyślał, że każdy z nas ma masę rzeczy do przewiezienia. Dopiero na spotkaniu w rektoracie padła propozycja, żeby zorganizować nam transport.
Wcześniej nikomu to nawet nie przyszło do głowy. Dla wielu z nich decyzja uczelni może okazać się również dość kosztowna. Wielu z nich wykupiło bilety semestralne na komunikację miejską, które teraz mogą okazać się niepotrzebne. - Zapłaciłam za ten bilet 206 złotych - powiedziała Marta Radzicka, studentka slawistyki. - Do czego on mi będzie potrzebny, jak przeprowadzą nas do akademika przy ulicy Polanki gdzie własny wydział będę widziała z okna? W tym samym DS jest również około dziesięciu cudzoziemców. Każdy z nich zapłacił po 350 złotych za wyrobienie karty tymczasowego pobytu. - Teraz będę musiała zmienić adres i ponownie zapłacić - mówi Olena Suchodolska, studentka ekonomii narodowości ukraińskiej. Wczoraj wieczorem wielokrotnie próbowaliśmy skontaktować się z rzeczniczką Uniwersytetu Gdańskiego, Beatą Czechowską-Derkacz. Niestety, miała wyłączony służbowy telefon. O komentarz do tej skandalicznej sprawy poprosimy ją więc dzisiaj.
Katarzyna Włodkowska