Studenci na egzaminie wyposażeni niczym tajni szpiedzy
Drukowana niewielką czcionką ściąga to podczas trwającej właśnie sesji egzaminacyjnej na wrocławskich uczelniach przeżytek. Teraz studenci stosują telefony komórkowe, pozwalające łączyć się z internetem, a nawet profesjonalny sprzęt szpiegowski: miniaturowe mikrofony i słuchawki. W mieście pojawiły się nawet firmy, które oferują wynajęcie takich urządzeń tylko na egzamin.
02.02.2009 07:44
Uczelnie są zgodne: miarka się przebrała. I wypowiadają wojnę studentom, którzy ściągają na egzaminach. - To zwykłe oszustwo, przyłapani na takim ściąganiu trafią przed komisję dyscyplinarną - grozi Marek Bojarski, rektor Uniwersytetu Wrocławskiego. Politechnika Wrocławska też ostrzega oszukujących studentów. - Takim osobom grozi nagana, a nawet wydalenie z uczelni - zapowiada dr Andrzej Detka, rzecznik dyscyplinarny ds. studentów Politechniki.
O równie surowych karach wspomina Stefan Wrzosek, prorektor ds. dydaktyki z Uniwersytetu Ekonomicznego we Wrocławiu. Natomiast na Uniwersytecie Przyrodniczym zapowiadają ścisłe kontrole. - Wykładowcy będą żądać od studentów odkładania telefonów, zostawiania toreb przy wejściu do sali - informuje Józefa Chrzanowska, prorektor ds. nauczania. Na uczelni tej będzie też więcej testów wyświetlanych z rzutnika, przy których na odpowiedź na pytanie jest co najwyżej 30 sekund. To ma zapobiec ściąganiu.
W mieście kwitnie tymczasem egzaminacyjny biznes. W internecie pojawiły się oferty wynajęcia tylko na egzamin zestawu z minisłuchawkami. Są wielkości jednogroszówki. Pozwalają niezauważenie łączyć się z osobą pozostającą poza salą. - Mam rezerwacje na najbliższe dwa tygodnie - przyznaje nam anonimowo wrocławianin, który sprzęt do ściągania prezentuje w portalu aukcyjnym Allegro. Za wynajęcie na jeden dzień trzeba zapłacić 80 zł.
Studenci z Wrocławia prześcigają się w metodach oszukiwania swoich egzaminatorów. W czasie sesji przychodzą na uczelnie naszpikowani elektroniką. Hitem tej sesji są miniaturowe zestawy słuchawkowe i telefony komórkowe z połączeniem bluetooth.
Te pierwsze schodzą jak świeże bułeczki. W jedynym we Wrocławiu sklepie detektywistycznym przy ul. Traugutta o wypożyczenie małej słuchawki pytało w tym tygodniu kilkadziesiąt osób. Żacy korzystają też z małych kamer i laptopów. - Zasada jest prosta, słuchawki pozwalają połączyć się ze znajomym, który czeka na zewnątrz. Ten potem dyktuje rozwiązania prosto do ucha - opowiada Dawid, student budownictwa lądowego na Politechnice Wrocławskiej.
Komórki i kamery służą do przesyłania zadań na zewnątrz, a potem odbierania ich w telefonie i spisywania. Do telefonu można wgrać teraz nawet kilkadziesiąt stron tekstu. - Niedawno przyłapałem studentkę, która próbowała kontaktować się przez słuchawkę z koleżanką. Od razu wyleciała z egzaminu - mówi Jacek Przygodzki, który wykłada historię administracji na Uniwersytecie Wrocławskim.
Pecha miał też student geologii, którego wiadomość, przesyłaną bezprzewodowym systemem bluetooth, przechwycił wykładowca, także wyposażony w nowoczesny telefon. Dodajmy, że metody bez elektroniki w roli głównej też wciąż się sprawdzają. Studenci budownictwa na Politechnice na egzaminy przynoszą cukier. Wysypują go na podłogę w sali. - Dzięki niemu lepiej słychać kroki wykładowcy. Bez podnoszenia głowy wiadomo, czy się do nas zbliża - zdradzają.
Do tej pory przyłapanie na ściąganiu wiązało się najwyżej z oceną niedostateczną. Bardzo rzadko młodzi ludzie stawali przed uczelnianą komisją dyscyplinarną. Ale cierpliwość wrocławskich wykładowców się wyczerpała. Rektorzy wrocławskich uczelni zapowiadają, że to się zmieni, skoro studenci stali się tak wyrafinowani. Przykład dał Uniwersytet Warszawski, który od dwóch lat ostro walczy ze ściągami na egzaminach. - Taki straszak działa bardzo dobrze. Daje efekty, jeśli odwołamy się do prostych metod, takich jak angażowanie kilku wykładowców w czasie dużych egzaminów czy kontrolę tego, kto wchodzi na salę - mówi Tomasz Żylicz z wydziału nauk ekonomicznych Uniwersytetu Warszawskiego.
POLSKA Gazeta Wrocławska
Janusz Krzeszowski