Strzelanina i helikopter - policja odbiła córkę bogacza
Akcja we Wrocławiu - strzelanina i pościg z udziałem helikoptera – w środę nad ranem komandosi zatrzymali dwóch porywaczy 23-letniej studentki prawa. Dziewczynę uprowadzono dla okupu - informuje "Rzeczpospolita".
11.09.2008 | aktual.: 11.09.2008 07:35
Było jakoś po trzeciej nad ranem. Słyszałam chyba osiem strzałów, jeden po drugim, a potem pisk opon odjeżdżające-go samochodu – opowiadała mieszkanka osiedla przy ulicy Partynickiej.
Policja i prokuratura też na razie nie zdradzają szczegółów. W poniedziałek wieczorem kilku napastników wywlekło Monikę Sz. z porsche pod rezydencją w dzielnicy Ołtaszyn. Zawieźli ją do mieszkania w dzielnicy na południowych obrzeżach miasta. Zażądali okupu. Kilkuset tysięcy złotych (dokładnej kwoty policja nie ujawnia).
Kto porwał Monikę Sz. – amatorzy czy zawodowcy? Na razie można tylko spekulować. Na amatorów wskazuje to, że przestępcy ukryli dziewczynę nie w odludnym miejscu, ale w zwykłym mieszkaniu w bloku, gdzie hałasy mogli usłyszeć sąsiedzi. Na zawodowców – według policjanta biorącego kilka lat temu udział w odbijaniu zakładniczki – fakt, że policja odzyskała okup dopiero kilkanaście godzin po akcji i nie udało jej się złapać wszystkich przestępców.
Jedno jest pewne – porwali dziewczynę dla okupu. Monika Sz. pochodzi z bogatej rodziny. Bliźniacy Roman (ojciec) i Janusz (wujek) pierwsze pieniądze zarobili, przewożąc na początku lat 90. sprzęt RTV z Niemiec. Majątku dorobili się, gdy założyli firmę CLA udzielającą kredytów bezpośrednio w sklepach.
Dziś ojciec Moniki jest właścicielem firmy HCS obracającej gruntami pod hipermarkety i stacje benzynowe i inwestującej w elektrownie wodne. Ma elektrownie w Parzycach na Kwisie, na Odrze w Groszowicach i pod Lewinem Brzeskim. Jej wujek Janusz Sz. zajmuje się handlem nieruchomościami i buduje biurowiec przy autostradzie. Jest również właścicielem jedynego w Polsce samochodu Bugatti wartego 1,3 mln euro.
Bracia jak ognia unikają rozgłosu i obsesyjnie strzegą swego bezpieczeństwa. Mieszkają na osiedlu, gdzie cena metra kwadratowego gruntu grubo przekracza 1 tys. zł. Ich sąsiadujące ze sobą ogromne domy z kortami tenisowymi otoczone są wysokimi murami i strzeżone przez ochroniarzy, a najbliższe otoczenie posiadłości monitoruje gęsty system kamer.