Strażak z Topolowa: ta osoba wołała o pomoc, samolot się topił
- Widziałem płonący samolot i skoczka spadochronowego wyrzuconego przez okno, zaplątanego w koło. To była pierwsza osoba, którą uratowałem. Ta osoba była już na zewnątrz, wisiała na korpusie samolotu, co utrudniało ratunek, bo linki były wewnątrz samolotu. Był problem z odpięciem go od uprzęży - relacjonował akcję ratunkową pan Zdzisław, który wyciągnął trzy osoby z płonącego samolotu rozbitego w Topolowie.
06.07.2014 | aktual.: 06.07.2014 15:52
Mieszkającemu nieopodal miejsca katastrofy byłemu strażakowi zawodowemu, obecnie ochotniczemu - udało się wyciągnąć z wraku trzy żyjące jeszcze osoby. W katastrofie maszyny używanej przez prywatną szkołę spadochronową zginęło 11 osób, jedna została uratowana.
Sekcje zwłok ofiar katastrofy samolotu pod Częstochową rozpoczną się jutro rano - poinformowała prokuratura. Prokurator Tomasz Ozimek powiedział, że wydobyto je już z samolotu i przewieziono do prosektorium. Ich stan nie pozwala na okazanie, identyfikacja będzie musiała nastąpić na podstawie materiału DNA.
Śledczy dodał, że na razie nie wykluczono żadnej wersji dotyczącej przyczyn katastrofy. Rozważana jest zarówno awaria sprzętu, jak i błąd pilota, czy wina osób, które zajmowały się ruchem lotniczym.
Tomasz Ozimek mówił też, że ze wstępnych ustaleń wynika, że maszyna nie była przeładowana, bo była zarejestrowana i przystosowana do przewozu 12 osób. Jednak samolot był zarejestrowany w Stanach Zjednoczonych, nie wiadomo wiec, czy mógł według prawa latać po Polsce.
Na lotnisku pracuje grupa ekspertów Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych. Prowadzą oględziny wraku, zabezpieczają rejestratory i rozmawiają ze świadkami katastrofy. Doszło do niej wczoraj, a w jej wyniku zginęło jedenaście osób. Jedna w stanie ciężkim przebywa w szpitalu.