Strażak spalił żonę. Sąd właśnie wydał wyrok...

15 lat spędzi za kratkami 43-letni Zbigniew J. za zabójstwo żony, którą oblał rozpuszczalnikiem i podpalił - tak zdecydował krakowski Sąd Apelacyjny.

Strażak spalił żonę. Sąd właśnie wydał wyrok...
Źródło zdjęć: © nasygnale.pl | Konrad Żelazowski

19.07.2010 19:13

W mieszkaniu przy ul. Zielińskiego w Krakowie często dochodziło do pijackich awantur. Mąż znęcał się nad żoną, z którą byli parą od 20 lat. Z tego powodu rodzina z dwojgiem dzieci miała nawet założoną na policji "Niebieską kartę przemocy w rodzinie".

12 maja 2007 r., w trakcie kolejnej gwałtownej kłótni po alkoholu, Zbigniew J. chlusnął z pojemnika łatwopalną substancją na żonę. Potem podpalił kobietę.

- Płonęła jak pochodnia - powie potem na przesłuchaniu. Zaczął gasić ogień, który szybko rozprzestrzeniał się na drewnianą boazerię i wykładzinę. Żonę wsadził do wanny i polewał wodą, potem sam poszedł do pobliskiego Szpitala im. Gabriela Narutowicza, bo miał nieznacznie poparzone dłonie. O stanie zdrowia żony poinformował pogotowie, ale dopiero na kategoryczne żądanie dzieci.

Karetka zjawiła się na miejscu, ale lekarze nie mogli wejść do środka. Małgorzata J. nie zgodziła się, by jej synowie (11- i 15-letni) otworzyli drzwi wejściowe. Kobiecie udzielono pomocy dopiero gdy Zbigniew J. wrócił ze szpitala i osobiście wpuścił ekipę karetki do mieszkania.

Małgorzatę J. błyskawicznie przewieziono do szpitala. Miała jednak głębokie poparzenia drugiego i trzeciego stopnia, obejmujące 65 proc. powierzchni ciała. Po miesiącu kobieta zmarła.

W śledztwie i na procesie przesłuchano synów małżeństwa J. 15-letni Wojciech pamiętał dobrze to tragiczne popołudnie. Wpierw zauważył, że pali się wykładzina w mieszkaniu i zaczął wylewać na nią wodę garnkami. Potem zobaczył mamę w płomieniach.

- Próbowałem ją ratować, polewać wodą, ale mama krzyczała i prosiła, bym przestał - zeznawał ze łzami w oczach. - W pewnej chwili mama wyszła z wanny i położyła się do łóżka. Prosiła, by nikt nie otwierał drzwi, chociaż było słychać, że ktoś się dobija - zeznał.

Tomasz J., młodszy syn ofiary, dodał płacząc, że już wcześniej słyszał, jak tata mówił do mamy, że ją spali. Zbigniew J. nie przyznał się do winy.

W pierwszym procesie mężczyznę skazano na 11 lat więzienia, ale wyrok uchylono. Kolejny, 25 lat więzienia, był surowszy dla Zbigniewa J., bo sąd nie dał wiary wyjaśnieniom oskarżonego, że do podpalenia doszło bez jego udziału, a jedynie dlatego, że żona trzymała w ręce zapalonego papierosa. Okazało się, że Zbigniew J. zaraz po zdarzeniu mówił do znajomych: "Podpaliłem Gośkę".

- A i przed tragicznym zajściem groził żonie, że ją spali - podkreślał sąd. I nie miał wątpliwości, że okolicznością obciążającą w tej sprawie było także to, iż oskarżony to były strażak ochotnik, który też dwa lata pracował w wojskowych służbach pożarniczych. Ważnym dowodem w sprawie były też zeznania Adama Ł., kolegi z celi Zbigniewa J., któremu oskarżony przyznał się do celowego oblania i podpalenia żony. Zachowało się także nagranie z pogotowia, na którym słychać, jak Zbigniew J. potwierdza, że "chlapnął żonę benzyną, bo go zdenerwowała".

W uzasadnieniu wyroku sąd zauważył, że czyn oskarżonego jest specyficzny, bo "w kulturze europejskiej podpalenie jest sporadycznym sposobem zabójstwa i częściej służy do zamaskowania śladów popełnionych zbrodni".

Zaś czyn Zbigniewa J. "został popełniony na podobieństwo zachowań mężczyzn z kręgu kultury muzułmańskiej, którzy uważają, że żony lub córki swoim postępowaniem się zhańbiły, co musi skutkować zabójstwem przez oblanie benzyną i podpalenie".

Sąd Apelacyjny zmniejszył jednak wymiar kary wobec mężczyzny i obniżył ją z 25 do 15 lat więzienia. Wyrok jest prawomocny.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)