Strażacy narażali życie, ale ogień nie dał im szans
Dramatyczna walka z pożarem w Świebodzicach. Jedna osoba nie żyje, dwaj strażacy trafili do szpitala. Dramatyczne wydarzenia rozegrały się wczoraj w Świebodzicach. Ogień na poddaszu kamienicy w centrum miasta zauważono kilka minut po piątej rano. Dym poczuł jeden z lokatorów i od razu wszczął alarm. Jako pierwsze na miejsce przyjechały jednostki straży pożarnej ze Świebodzic.
12.05.2008 | aktual.: 12.05.2008 08:23
Wiedzieliśmy, że w mieszkaniu, w którym wybuchł pożar, wciąż jest jego właściciel, chcieliśmy wejść do środka i wyciągnąć go stamtąd - opowiada młodszy aspirant Łukasz Tabora. Dodaje, iż sąsiedzi mówili strażakom, że w mieszkaniu jest niepełnosprawny mężczyzna, który porusza się na wózku inwalidzkim i nie zdoła sam wydostać się z mieszkania. Nie było ani chwili do stracenia, trzeba było działać szybko - relacjonuje Łukasz Tabora, leżąc na szpitalnym łóżku. Trafił tam na obserwację - został porażony prądem przez leżące na ziemi przepalone przewody elektryczne. Ranny jest także jego kolega. Ma poparzoną nogę. Byliśmy na miejscu jako pierwsi, wiedzieliśmy, że najważniejsza jest walka z czasem. Musieliśmy czołgać się po podłodze, bo wszędzie było bardzo dużo gęstego, gryzącego dymu. Kompletnie nic nie było widać. Szkoda tylko, że nie udało nam się uratować tego człowieka - dodaje rozgoryczony strażak. Jak podkreśla, nie czuje się żadnym bohaterem. Zdaje sobie sprawę, że taka jest jego praca i choć w
straży służy dopiero od dziewięciu miesięcy, to z tym fachem wiąże przyszłość.
Mieszkańcy kamienicy są wdzięczni i pełni podziwu dla strażaków, bo wiedzą, że narażali własne życie, by uratować 82-letniego Roberta G. - Przyjechali na miejsce bardzo szybko. Nie zastanawiali się wcale i od razu chcieli wchodzić na górę, by ewakuować stamtąd pana Roberta. - Nie udało im się jednak wygrać z ogniem, ale dzięki ich szybkiej akcji nie spłonęły nasze mieszkania. Naprawdę mamy za co im dziękować - mówili mieszkańcy kamienicy. Dumny z postawy strażaków jest również ich przełożony. Wprawdzie podkreśla, że w tym niebezpiecznym zawodzie wyjazd na każdą akcję wiąże się z narażaniem życia, ale każda taka sytuacja to kolejny dowód na to, jak trudny i wymagający poświęcenia jest ten zawód. Pochwalić należy przede wszystkim to, że mimo poparzeń strażacy brali udział w akcji gaśniczej do końca. Dopiero po jej zakończeniu zgłosili, że źle się czują i potrzebują pomocy - mówi Tomasz Szuszwalak, komendant powiatowy Państwowej Straży Pożarnej w Świdnicy.
Policja ciągle ustala jeszcze przyczyny pożaru. Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że Robert G. usnął z papierosem w ręku. Świadkowie pożaru mówią, że ten starszy pan był nałogowym palaczem, że odpalał papierosa od papierosa i, niestety, najprawdopodobniej to go zgubiło - mówi Katarzyna Czepil ze świdnickiej policji.
Małgorzata Moczulska