Strajki - prawdziwa włoska namiętność
Włoską specjalnością wcale nie jest pizza czy spaghetti - lecz strajk. Włosi strajkują średnio co 6 godzin. W styczniu tego roku, tylko w ciągu dwóch tygodni zanotowano 77 strajków. Teraz, kiedy związki zawodowe walczą z rządem o reformę pracy, protestów będzie jeszcze więcej. A strajkować można przecież na wiele sposobów - także "na dzikiego kota".
24.04.2012 | aktual.: 26.04.2012 15:37
Zmiana rozkładu jazdy 38 linii autobusowych, większość autobusów nie wyjechała w ogóle z zajezdni. Linia metra A zamknięta od 9.30 do 13 i od 17 do ostatniego kursu. Metro B kursowało sporadycznie. Rzym był całkowicie sparaliżowany przez trzy manifestacje związków zawodowych, które przeszły przez samo centrum. Korki na ulicach. A do tego wszystkiego padał ulewny deszcz. Tak wyglądał ostatni piątek w stolicy Włoch, gdy strajkowali związkowcy z CGIL oraz przedsiębiorstwo komunikacji miejskiej ATAC. Wielu Polaków boleśnie odczuło ten strajk, bo mieli poważne problemy z powrotem z pracy. Jakby tego było mało, w niedzielę strajkowały włoskie koleje.
- Nie zdążyłam na metro przed 17 i wracałam z pracy trzy godziny. Przez centrum Rzymu przeszłam piechotą, ale żeby dostać się na Trionfale długo czekałam na autobus. Szlag by trafił tych nierobów. Oni strajkują, a imigranci muszą pracować - mówi Gosia, która sprząta na godziny.
Strajk - specjalność włoska
- To nie spaghetti czy pizza, lecz strajki są włoską specjalnością. We Włoszech protesty odbywają się średnio dwa razy w tygodniu. Oni zawsze strajkują w piątki i w poniedziałki, żeby sobie przedłużyć weekend. Proszę zauważyć, że jakoś nigdy nie strajkują w wakacje. Trudno się dziwić, że ich gospodarka jest w takim stanie. Praktycznie są na poziomie Grecji. Jeszcze trochę to Włosi będą emigrować do pracy do Polski, a nie my do nich - mówi jeden z moich rozmówców.
Jest w tym wiele prawdy, bo Włosi strajkują często i przy każdej możliwej okazji. Strajkują nauczyciele, lekarze, policjanci, dziennikarze, robotnicy, magazynierzy, pracownicy ministerstw oraz stacji benzynowych, taksówkarze, kierowcy komunikacji miejskiej i kierowcy tirów. Bronią własnych interesów, ale przysparzają wiele problemów innym i paraliżują Włochy.
Nie ma oficjalnej statystyki strajków, ale według nieoficjalnych szacunków Włosi odstępują od pracy średnio co 6 godzin. Tylko od 19 do 31 stycznia tego roku, na Półwyspie Apenińskim strajkowano 77 razy.
"Na dzikiego kota"
Strajkować można na wiele różnych sposobów. "Biały strajk" polega nie na odstępowaniu od pracy, lecz na wykonywaniu wszystkich obowiązków z dużą skrupulatnością i na drobiazgowym stosowaniu wszystkich przepisów. Najbardziej dotkliwy jest taki strajk w wykonaniu policji i celników. Tak zwany strajk "na dzikiego kota" stosuje się w fabrykach, przy taśmie produkcyjnej - co jakiś czas na zmianę zatrzymują się na chwilę jakieś sektory, w rezultacie cała produkcja jest sparaliżowana. Strajk "czkawkowy" polega na zatrzymywaniu się na 10 minut każdej godziny pracy - we Włoszech jest on całkowicie legalny. Strajk "szachowy" polega na czasowym, przemiennym powstrzymywaniu się od pracy poszczególnych pracowników, tak aby jak najbardziej utrudnić działalność firmy. Są jeszcze strajki z manifestacjami, pikiety i oczywiście strajk generalny, ulubiony strajk wszystkich Włochów.
Susanna Camuso - przewodnicząca związków zawodowych CGIL zapowiedziała w piątek strajk generalny na 6 maja, a więc już za kilka dni. Tym razem powód jest bardzo słuszny i poważny - zlikwidowanie przez rząd tzw. "paragrafu 18", który zabrania zwalniania bez słusznej przyczyny. Gabinet premiera Mario Montiego chce ułatwić przedsiębiorcom zwolnienia pracowników, licząc na to, że przyciągnie to do Włoch inwestorów zagranicznych. Związki zawodowe mają zamiar strajkować dotąd, aż rząd nie wycofa się z niektórych propozycji swojej reformy rynku pracy. We Włoszech będzie, więc gorący okres strajków, a ci, którzy nie strajkują będą narażeni na poważne utrudnienia - tak w życiu zawodowym, jak i prywatnym.
Z Rzymu dla polonia.wp.pl
Agnieszka Zakrzewicz