Strajk z dobrym scenariuszem
Seriale urwały się w połowie, w teleturniejach nikt o nic nie pyta, gospodarze talk‑show stracili rezon. Z kim i o co walczą amerykańscy scenarzyści?
28.01.2008 | aktual.: 28.01.2008 12:41
A gdyby tak w nowym numerze „Przekroju” znalazły się wyłącznie niezadrukowane strony? Albo inaczej – gdybyśmy od dwóch, pięciu, dziesięciu tygodni publikowali wciąż te same artykuły, te same rysunki Raczkowskiego, tę samą krzyżówkę? Nie byłbyś zadowolony, prawda? No to wyobraź sobie, drogi czytelniku, że od kilku miesięcy Amerykanie mają taką telewizję...
5 listopada 2007 roku rozpoczął się strajk Gildii Scenarzystów Amerykańskich (WGA), związku reprezentującego pracowników studiów filmowych, stacji telewizyjnych i radiowych. Pracę przerwało ponad 12 tysięcy scenarzystów. Skończyły się zaskakujące zwroty akcji, celne riposty i dowcipy, że boki zrywać. Produkcja wielu planowanych na jesień programów w ogóle nie ruszyła, prace nad innymi stanęły. Stacje telewizyjne zaczęły więc nadawać powtórki lub kombinować, jak obejść strajk. Co nie zawsze popłaca – kiedy telewizja Fox nadała dwa odcinki „Family Guy” dokończone bez udziału Setha MacFarlane’a, notabene jednego z animatorów protestu, dowiedziała się z łamów magazynu „Variety”, że tak robią tylko „straszne fiuty”.
Nie wszyscy lubią powtórki, więc oglądalność „wielkiej czwórki” (stacje telewizyjne CBS, ABC, NBC i Fox) leci na łeb na szyję. Fox co prawda ma asa w rękawie, czyli kolejny sezon „Amerykańskiego idola”, program bez tradycyjnie rozumianego scenariusza, który zmasakruje osłabioną konkurencję. Pozostali zachodzą w głowę, jak się ratować. Choć odpowiedź na to pytanie warta jest co najmniej milion dolarów, nieprędko ją usłyszymy, bo produkcja „Milionerów” również stoi.
O co poszło?
Raz na trzy lata WGA negocjuje zasady zatrudniania swoich członków ze Zrzeszeniem Producentów Filmowych i Telewizyjnych (AMPTP), bez którego nic poważnego (a już na pewno dochodowego) w Stanach się nie kręci. W tym roku rozmowy załamały się, zanim ruszyły. Scenarzyści domagają się bowiem dwukrotnego zwiększenia wpływów z rynku płyt DVD, oddania animacji pod kontrolę związku (obecnie ich twórcy nie należą do WGA), a przede wszystkim poważnych udziałów w zyskach z tak zwanych nowych mediów. Chodzi o produkcje dystrybuowane za pośrednictwem Internetu, telefonów komórkowych i innych technologicznych nowinek. Przedstawiciele WGA doskonale pamiętają, że w latach 80. przegapili wejście na rynek kaset VHS, i dopiero wielki strajk w 1988 roku zmusił producentów do ustępstw. Tym razem przedstawiciele AMPTP twierdzą, że związkowcy wyszli przed szereg i dzielą skórę na niedźwiedziu. Nowe media to zdaniem producentów rynek zbyt młody i chwiejny, by cokolwiek dało się ustalić. Proponują więc powrót do negocjacji za kilka
lat. To samo mówili swego czasu o rynku wideo...
Przepychanka trwa. Związkowcy jak to związkowcy – maszerują ulicami, wywijają transparentami i pikietują hollywoodzkie studia. Z kolei pracodawcy jak to pracodawcy – jedną ręką podpisują zwolnienia (skoro produkcje stanęły, pokazano drzwi całym ekipom, winą obarczając krnąbrnych scenarzystów), a drugą umowy z agencjami PR, które mają sprawić, że Amerykanie przestaną ich postrzegać jako bezwzględnych krwiopijców. Fachowcy od zarządzania kryzysem dostaną pieniądze oszczędzone na wypłatach dla strajkujących. Zebrało się już tego ponoć blisko 350 milionów dolarów!
Czy będą Oscary?
No właśnie, kto za to płaci? Pan płaci, pani płaci, społeczeństwo płaci. Strajk z 1988 roku, który trwał niemal 22 tygodnie, kosztował amerykański przemysł rozrywkowy jakieś 500 milionów dolarów. Tym razem straty mogą być znacznie większe, gdyż nikt nie wie, jak długo potrwa protest i na co jeszcze zdecydują się scenarzyści, skoro nie cofnęli się przed położeniem Złotych Globów. Gala wręczenia nagród Hollywoodzkiego Stowarzyszenia Prasy Zagranicznej została odwołana, gdy aktorzy zapowiedzieli, że w akcie solidarności z autorami nie pojawią się na scenie. Żadna telewizja nie chciała tego pokazać. W rezultacie Złote Globy po raz pierwszy w historii wręczono podczas skromnej konferencji prasowej. Rozdanie drugiej po Oscarze nagrody filmowej załatwiono w pół godziny!
A Oscary? Będą czy nie? To pytanie spędza ludziom z branży sen z powiek. – Wszystko odbędzie się w terminie, 24 lutego. Alleluja, nie mogę się doczekać! – zapewnia Gil Cates, producent ceremonii rozdania Oscarów.
Nie wszyscy jednak podzielają jego entuzjazm. Media plannerzy nie chcą ryzykować największego po Super Bowl budżetu, jaki mają do wydania w jedną noc, więc już szykują wyjścia awaryjne. Reklamodawcy i telewizja ABC (która za 30‑sekundowy spot każe sobie płacić od 1,5 do 1,65 miliona dolarów) liczą jednak na cud. Mają nadzieję pójść w ślady Davida Lettermana – ten, nie czekając na decyzję AMPTP, podpisał własny, niezależny kontrakt ze scenarzystami. Tyle tylko, że WGA skusiło Lettermana w ramach strategii „dziel i rządź” wymierzonej w jedność producentów. W przypadku nagród Akademii gra toczy się o znacznie większą stawkę. Autorzy tekstów doskonale wiedzą, że równie mocnej karty przetargowej mieć już nie będą, dlatego nie chcą słyszeć o cząstkowym porozumieniu.
Ten strajk to show
Świat z zapartym tchem śledzi zmagania scenarzystów z ich mocodawcami, bo przeciągająca się batalia ma również walory rozrywkowe. Największą demonstrację WGA w Los Angeles uświetnił koncert muzyków Rage Against The Machine, a kolejne pikiety, choć mniej tłumne, zwracały uwagę oryginalną formą. Jedna odbyła się pod hasłem „Przyprowadź gwiazdę, niech protestuje z tobą”, inną zamieniono w egzorcyzmy odprawiane pod siedzibą koncernu Warner Bros. Ponadto scenarzyści publikują dowcipne relacje z akcji protestacyjnych na swoich blogach, zalewają YouTube satyrycznymi filmikami, wymyślają parodie programów, które współtworzyli. Cóż, ciągnie wilka do lasu...
Jarek Szubrycht
Tego nie zobaczysz w telewizji:
Po serii powtórek Conan O’Brien sam pisze teksty do swojego talk-show. Przekonamy się, czy jest tak błyskotliwy, za jakiego uchodzi.
Twórcy „Gotowych na wszystko” na strajk nie byli gotowi, więc nakręcili tylko 10 z 23 planowanych odcinków.
Nie lepiej poszło autorom „Skazanego na śmierć” – ledwie 13 z 22. Nie pomogło kręcenie na zapas i zamawianie scenariuszy z wyprzedzeniem.
Produkcja większości seriali stoi lub stanie lada moment, więc stacje puszczają, co mają. Ot, choćby pół sezonu „Zagubionych” (miało być 16 odcinków).
Strajki scenarzystów w USA
1960
Poszło o przychody z telewizyjnej emisji filmów kinowych
1981, 1985, 1988
Bój o kasety wideo i telewizję kablową wybuchał trzykrotnie
2007
Ile warte są nowe media? Wkrótce się przekonamy