Strajk Kobiet. To nie był "dzień goździków i rajstop"
Strajk Kobiet z okazji Międzynarodowego Dnia Kobiet wezwał do organizacji protestów w całej Polsce. W warszawskiej manifestacji wzięło udział kilkaset osób. Nie obyło się bez incydentów, na przykład siłowego wyciągania przez funkcjonariuszy pojedynczych osób z protestu. Trudno mówić o przejściu ulicami, protestujący byli blokowani przez funkcjonariuszy.
"Dzień Kobiet bez kompromisów" - pod takim hasłem w wielu polskich miastach odbyły się w poniedziałek liczne manifestacje. "Zbieramy podpisy pod petycjami i inicjatywami uchwałodawczymi, kierowanymi do samorządów - o dofinansowanie procedury in vitro, szczepień przeciwko HPV, gabinety ginekologiczne bez klauzuli religijnej i dostępne dla osób z niepełnosprawnościami, przeciw drastycznym treściom w przestrzeni publicznej oraz w sprawie zmiany nazw ulic, w tym na place i ronda Praw Kobiet" - zapowiedzieli organizatorzy z Ogólnopolskiego Strajku Kobiet. Oprócz tego zbierane były też podpisy pod obywatelskim projektem ustawy legalizującej aborcję.
W Warszawie manifestacja miała wystartować o godzinie 16 na rondzie Dmowskiego, zwanego też rondem Praw Kobiet. Policja, na długo przed rozpoczęciem zgromadzenia, zablokowała jednak to miejsce. Jego organizatorzy przenieśli się więc na rondo Czterdziestolatka przy Dworcu Centralnym.
Strajk Kobiet otoczony policyjnym kordonem
Około godziny 16 zgromadziło się tam kilkaset osób. Organizatorzy planowali, że manifestanci ruszą w kierunku ronda Dmowskiego. Policjanci otoczyli ich jednak szczelnym kordonem.
Protestujący mieli ze sobą tęczowe flagi, transparenty i banery z symbolem Strajku Kobiet. Na transparentach można było dostrzec hasła takie jak "To jest wojna", "Mordo iuris", "Jestem feministyczną wojowniczką" czy "Prawa to nie prezent".
Policja informowała, że zgromadzenie jest nielegalne. Apelowała, by zgromadzeni się rozeszli.
Strajk Kobiet. "Wy łamiecie konstytucję, my robimy rewolucję"
Manifestujący odpowiadali im krzycząc: "Mamy prawo protestować", "Rondo jest nasze" i "Chodźcie do nas". Nie zabrakło także popularnego już zwrotu "W...!".
"Wy łamiecie konstytucję, my robimy rewolucję" - krzyczeli do policjantów zebrani.
Wolontariuszki Komitetu Inicjatywy Ustawodawczej "Legalna aborcja. Bez kompromisów" zbierały podpisy pod obywatelskim projektem ustawy zakładającej m.in. prawo do aborcji do końca 12. tygodnia ciąży, bezpłatnej dla ubezpieczonych.
Strajk Kobiet. "Robimy disco na rondzie"
Tymczasem policyjny kordon, z godziny na godziny, zacieśniał się. Funkcjonariusze wyciągali pojedyncze osoby z tłumu. Część protestujących sama opuściła rondo Czterdziestolatka.
- Robimy sobie disco na rondzie. Jak chcą za nami biegać, niech biegają. My świętujemy 8 marca - stwierdziła w rozmowie z reporterem WP liderka Strajku Kobiet Marta Lempart.
- Nie było momentu załamania - przekonywała. - Patrzymy, jak bawi się młodzież. Oni wiedzą, że będzie jeszcze normalnie - dodała
- Robimy to samo, co robiły Argentynki - przekonywała Lempart, przypominając piętnastoletnią walkę kobiet w tym kraju o prawo do legalnej aborcji. - Finał będzie w czerwcu - zapowiedziała w rozmowie z WP. Nie chciała jednak zdradzić, co się wtedy wydarzy.
Chwilami atmosfera robiła się nerwowa. Tuż po 19 policja chciała wyprowadzić z tłumu jedną z osób siedzących na jezdni. Doszło do przepychanek.
- Zostanę tu do końca - powiedziała do zebranych Marta Lempart. - Wolność jest tu, gdzie jesteśmy. Niech nas wynoszą, po kolei. To jest cena wolności - dodała. I zaapelowała do zebranych, by pozostali z nią na rondzie Czterdziestolatka.
Strajk Kobiet. "Co wy powiecie swoim żonom?"
Tradycyjnie już protest organizowany przez Strajk Kobiet zamienił się w fiestę. Zebrani tańczyli w rytm dobiegającej z głośników muzyki.
- Kiedy wychodziłem z domu, moja żona powiedziała mi: idź i walcz. A co wy powiecie swoim żonom, swoim córkom? - zwrócił się do policjantów jeden z protestujących.
Funkcjonariusze zachowywali się powściągliwie. Nawoływali do rozejścia się, próbowali też wyciągać z tłumu pojedynczych manifestantów.
Około godziny 21 na rondzie wciąż słychać było muzykę. Pozostało tam kilkudziesięciu protestujących, w tym liderka Strajku Kobiet Marta Lempart.