Strajk Kobiet. Protest na ulicach Warszawy. Interweniowała policja
Zaczęło się od protestu przed Ministerstwem Edukacji Narodowej. Demonstrujący domagali się dymisji szefa MEN. Na miejscu zgromadziły się tłumy. Policja wynosiła ludzi, którzy blokowali ulicę. Potem protestujący przemieszczali się w inne rejony Warszawy. Na miejscu był nasz reporter Klaudiusz Michalec.
09.11.2020 | aktual.: 02.03.2022 07:58
To jest kolejna inicjatywa, domagająca się odejścia Przemysława Czarnka z funkcji szefa MEN. Organizatorem był między innymi Strajk Kobiet. W poniedziałek przed ministerstwem zgromadziły się tłumy.
- Żądamy dymisji ministra Przemysława Czarnka, autonomii szkół wyższych, rzetelnej edukacji seksualnej, usunięcia religii ze szkół, rewizji listy lektur pod kątem treści seksistowskich - tak mówili organizatorzy protestu do zgromadzonych.
Potem przeczytano przykazania dla ministra Czarnka. Wśród nich są:
- nie będziesz ignorował realnych problemów szkół
- szanuj uczennice, uczniów
- nie będziesz homofobem
- nie będziesz fundamentalistą
- nie mów fałszywego świadectwa.
"Chcemy edukacji, nie indoktrynacji" - słychać było okrzyki demonstrantów. Z głośników policja informowała, że uczestnicy narażają się na odpowiedzialność karną i apeluje o opuszczenie miejsca zgromadzenia. Protestujących spisywała.
Część osób blokowała ulicę Szucha, przy której mieści się ministerstwo. Policja próbowała zepchnąć osoby siedzące na jezdni. Część została wyniesiona na chodnik. Z głośników organizatorzy cały czas przekonywali, że to nie jest żadne zgromadzenie, a protestujący jedynie spacerują przed MEN.
Słychać było krzyki w kierunki policjantów: "Jak spojrzysz matce w oczy?!". Pojawiła się w pewnym momencie informacja o zatrzymaniu Klementyny Suchanow, jednej z liderek Strajku Kobiet. Protestujący grozili, że jak nie zostanie wypuszczona, przejdą tłumnie na Żoliborz.
Po jakimś czasie wśród demonstrujących pojawiła się ponownie Klementyna Suchanow.
Strajk Kobiet przenosi się w inne miejsca Warszawy
Po mniej więcej półtorej godzinie protestujący zaczęli przemieszczać się przed Trybunał Konstytucyjny, potem przeszli w inne części Warszawy. Zablokowano plac Unii Lubelskiej. Dalej wszyscy skierowali się w stronę Placu Konstytucji.
Strajk Kobiet. Kordon policji blokuje ulice
Na wysokości Trasy Łazienkowskiej policja ustawiła kordon i nie pozwoliła protestującym iść dalej. Manifestujący zdecydowali, że wracają w takim razie do placu Unii Lubelskiej. Jednak tam policja także ustawiła blokadę. Tłum zszedł zatem na Trasę Łazienkowską. Zablokowano wszystkie pasy. Sytuacja zmieniała się z minuty na minutę.
Jak zwraca uwagę nasz reporter, jest duża zmiana w podejściu policji do protestów. Jeszcze kilka dni temu raczej nie grodzono dróg przejścia Strajku Kobiet. W tej chwili policjanci co chwilę przegrupowują swoje siły i usiłują nie dopuścić do blokowania kolejnych ulic.
Jednak protestujący zmieniają kierunki "spaceru" tak samo często. Słychać krzyki: "Zostajemy na ulicy".
Nie udało się policji zatrzymać marszu na Placu Konstytucji. Organizatorzy stwierdzili, że ludzi jest na tyle dużo, że dadzą radę iść całą szerokością ulicy Marszałkowskiej. Udało im się dotrzeć prawie do Ronda Dmowskiego, ponieważ tam również stanęła policyjna blokada. Ze strony policji słychać było nieustające apele, by nie blokować ulic.
Zrobiło się nerwowo. Policja zaczęła wyłapywać niektóre osoby. Użyto siły, by wynieść protestujących z jezdni.
"Uwaga, tu policja. Bierzesz udział w nielegalnym zbiegowisku. Wzywa się do opuszczenia miejsca działań policji osoby postronne, dziennikarzy, posłów, senatorów oraz inne osoby posiadające immunitet" - brzmiały komunikaty. Policjanci informowali też, że nie ponoszą odpowiedzialności za straty materialne powstałe na skutek ich działań.
Około godziny 21.30 zakończono protest.