Stracił żonę w zamachu w Londynie, nie dostał odszkodowania
Arkadiusz Brandt stracił żonę w zamachu
terrorystycznym w Londynie. List kondolencyjny od władz
brytyjskich dostał dopiero dziewięć miesięcy po tragedii.
Odszkodowania nie otrzymał do dziś. Polski konsulat nie potrafi mu
pomóc - pisze "Rzeczpospolita".
22.07.2006 | aktual.: 22.07.2006 04:28
Anna Brandt z wielkopolskiego Wągrowca wyjechała do Londynu w 2002 roku. Została kucharką w jednym z pubów. Zarabiała na studia dla córki. No i dla mnie też - na rehabilitację- opowiada jej mąż Arkadiusz. Tuż przed wyjazdem żony zachorował na zwyrodnienie stawów biodrowych, nie może pracować. Żyje z 570 zł renty.
Kiedy 7 lipca ubiegłego roku z Londynu dotarła do niego wiadomość, że 42-letnia Anna zginęła w zamachu w metrze, przeżył szok. Straciłem ukochaną żonę, a dzieci matkę - mówi Brandt.
Dziewięć miesięcy później Arkadiusz Brandt dostał list z kondolencjami od rządu brytyjskiego i firmy, która zarządza metrem._ Od jednego z polskich konsulów usłyszałem, że Anglicy przeznaczyli na odszkodowanie dla rodziny każdej z ofiar 11 tys. funtów. Ale zrezygnowałem z szukania adwokata. Nie stać mnie na prawnika_ - mówi Brandt.
Polski konsul generalny w Londynie Janusz Wach twierdzi, że poinformowano rodziny ofiar, jak dostać odszkodowanie. Panu Brandtowi niewiele więcej możemy poradzić- tłumaczy konsul. Arkadiusz Brandt twierdzi, że wiele razy kontaktował się z konsulatem. Nie dowiedział się, co powinien zrobić, do kogo się zgłosić. Nie potrafili mi powiedzieć nic ponad to, że należy mi się 11 tys. funtów- mówi.
Janusz Wach tłumaczy, że konsulat nie ma pieniędzy na pomoc prawną. Nie ma również prawa wskazywania konkretnego adwokata. Możemy mu przekazać listę nazwisk kilku mecenasów, z zastrzeżeniem, że nie bierzemy za nich odpowiedzialności - dodaje. (PAP)