Strach przed Rosją napędza zbrojenia Szwecji. Porzuci neutralność dla NATO?
• Szwecja coraz bardziej zaniepokojona agresywną postawą Rosji
• Szef wojsk lądowych ostrzega przed wojną w perspektywie kilku lat
• Od końca zimnej wojny armia szwedzka traciła swoje zdolności
• Teraz rząd planuje zwiększenie wydatków na obronność
• W Szwecji coraz głośniej mówi się też o porzuceniu neutralności i przystąpieniu do NATO
"W przeciągu kilku lat Szwecja może znaleźć się w stanie wojny" - stwierdził ostatnio bez ogródek głównodowodzący szwedzkich wojsk lądowych gen. Anders Brännström. Ostrzeżenie pojawiło się w broszurze rozsyłanej wojskowym przed doroczną konferencją sił zbrojnych w Boden i wywołało niemałe zamieszanie w państwie, które ostatnią wojnę prowadziło dwa wieki temu.
Rozwinięcie tego wątku przez gen. Brännströma w wywiadzie, którego udzielił tabloidowi "Aftonbladet", największej gazecie w Szwecji, tylko dolało oliwy do ognia. - Można doszukać się analogii do lat 30. ubiegłego wieku. Wtedy wielka niepewność i (polityczna) dynamika doprowadziły do wielkiej wojny. W tamtym czasie udało nam się stać z boku. Ale nie jest wcale pewne, że tym razem się to nam powiedzie - podkreślił generał, nawiązując do II wojny światowej. Szwecja była jednym z niewielu państw, które nie wzięły w niej udziału.
Wojskowy przyznał, że chodzi mu zarówno o zagrożenie terrorystyczne ze strony Państwa Islamskiego, jak i rozprzestrzenianie się pożaru trawiącego wschodnią Ukrainę. Nie ulega jednak wątpliwości, że dziś to agresywna postawa Rosji w największym stopniu spędza sen z powiek władzom w Sztokholmie. Wskazują na to nie tylko liczne wypowiedzi szwedzkich wojskowych z ostatnich dwóch lat, ale cała seria niepokojących zdarzeń i incydentów.
Rosyjskie podchody
Ostatnią odsłonę szwedzko-rosyjskich napięć mogliśmy oglądać przed tygodniem, gdy w raporcie NATO ujawniono, że od 2013 roku Szwecja była celem 18 dużych symulacji ofensywnych ze strony Kremla, w ramach których ćwiczono również ataki z użyciem broni nuklearnej. Jeden z takich pozorowanych ataków, przeprowadzony rok przed wojną na Ukrainie, był policzkiem dla szwedzkich sił zbrojnych. Szwedzi z powodu redukcji budżetowych nie mogli odpowiednio zareagować i musieli liczyć na duńskie F-16, strzegące wtedy przestrzeni NATO nad krajami bałtyckimi.
Przez kolejne lata Szwecja musiała praktycznie nieustannie mierzyć się z agresywną postawą rosyjskich sił na Bałtyku. Zdarzały się nawet bardzo niebezpieczne momenty, jak we wrześniu 2014 roku, gdy dwa bombowce Su-24 bezpardonowo wleciały w szwedzką przestrzeń powietrzną. Z kolei miesiąc później cały kraj żył polowaniem na niezidentyfikowany okręt podwodny, który wtargnął na szwedzkie wody terytorialne. Nikt nie miał złudzeń, że chodzi o rosyjską jednostkę, jednak mimo wzmożonych wysiłków szwedzkiej marynarki i lotnictwa, intruz pozostał nieuchwytny, co postawiło pod znakiem zapytania zdolność sił zbrojnych do obrony morskiej granicy kraju.
Agresywna postawa Kremla nie umknęła też uwadze szwedzkich służb, które wskazują Rosję jako największe zagrożenie wywiadowcze. Szacuje się, że co trzeci rosyjski dyplomata w Szwecji to w rzeczywistości oficer wywiadu, a w ostatnich latach Moskwa wzmogła próby werbunku agentów wśród przedstawicieli wojska i policji.
Zimna wojna 2.0
Dla niektórych Szwedów obecna sytuacja może jawić się niczym powrót do przeszłości. Przez dziesięciolecia skandynawskie państwo żyło w strachu przed inwazją ze strony Związku Radzieckiego. Mimo zadeklarowanej neutralności, Sztokholm utrzymywał pokaźne siły zbrojne, oparte w dużej mierze na Gwardii Krajowej (Hemvarnet), czyli obronie terytorialnej. Szwecja utrzymywała też bliskie kontakty z NATO i USA, choć jednocześnie stawiała na samowystarczalność w dziedzinie uzbrojenia. Dlatego prężnie rozwijała własny przemysł obronny, który dziś należy do najnowocześniejszych na świecie.
Jeszcze w 1990 roku Szwecja przeznaczała na obronność 2,6 proc. PKB. Pod tym względem w Europie Zachodniej wyprzedzało ją tylko kilka krajów, w tym największe potęgi, jak Francja czy Niemcy. Jednak gdy zagrożenie wielką wojną zniknęło, szwedzkie siły zbrojne były krok po kroku demontowane, podobnie zresztą jak niemal wszystkie armie na Starym Kontynencie. Aby uzmysłowić sobie skalę cięć, trzeba pamiętać, że w połowie lat 80. szwedzkie wojsko liczyło 100 tys. regularnych żołnierzy oraz mogło liczyć na 350 tys. członków jednostek obrony terytorialnej i innych formacji paramilitarnych. Dziś w sumie jest to mniej niż 50 tys. ludzi, a wydatki na obronność sięgają ledwie 1,2 proc. PKB.
Sprawy zaszły tak daleko, że na początku 2013 roku ówczesny głównodowodzący szwedzkimi siłami zbrojnymi wypalił, że w razie agresji kraj będzie w stanie bronić się jedynie przez tydzień i to na niektórych, niewielkich obszarach. Alarm podniesiony przez generała zaskoczył i przeraził polityków, jednak dopiero aneksja Krymu, wojna w Donbasie i awanturnicza polityka Kremla przyniosła Szwecji prawdziwe otrzeźwienie.
Czas na zbrojenia
Po latach cięć i redukcji Sztokholm w końcu zdecydował się na istotne zwiększenie środków finansowych na siły zbrojne. Dodatkowe pieniądze chce przeznaczyć na ich dozbrojenie i zwiększenie gotowości bojowej. W latach 2016-2020 na ten cel planuje się przeznaczyć równowartość ponad dwóch miliardów dolarów - wyliczał ostatnio branżowy portal Defense News. Inwestycje mają objąć praktycznie całość sił zbrojnych. Rozważa się również częściowe przywrócenie poboru, który został zniesiony w 2010 roku.
Modernizacji poddane zostaną m.in. czołgi Strv 122 (szwedzka wersja służących również w polskiej armii czołgów Leopard 2) i wozy bojowe piechoty CV90. Planuje się też wzmocnienie sił obrony terytorialnej oraz zakupy amunicji i wyposażenia dla regularnych wojsk lądowych. Strumień pieniędzy ma również zostać skierowany do sił powietrznych i marynarki wojennej. Co ważne, szwedzki resort obrony planuje przywrócenie stałej obecności regularnych jednostek na Gotlandii - szwedzkiej wyspie, która w czasach zimnej wojny odgrywała kluczową rolę w systemie obronnym kraju.
Wydarzenia na wschodzie Europy sprowokowały jednocześnie debatę publiczną nad porzuceniem przez Szwecję neutralności i przystąpieniem do NATO. Według ubiegłorocznego sondażu opowiada się za tym już 41 proc. Szwedów, podczas gdy w 2012 było to zaledwie 17 proc. Za zmianą nastrojów społeczeństwa nie stoi wyłączenia agresywna postawa Moskwy. - Podstawowym powodem jest zwiększona świadomość na temat smutnego stanu szwedzkich sił zbrojnych w kontekście obrony terytorium Szwecji - mówi cytowany przez BBC Jacob Westberg, wykładowca Szwedzkiego Uniwersytetu Obrony.
Przystąpienie do Sojuszu Północnoatlantyckiego to na razie pieśń przyszłości, tymczasem Sztokholm stara się zacieśniać współpracę wojskową ze swoimi sąsiadami. W kwietniu ubiegłego roku stosowne porozumienie podpisali ministrowie obrony Szwecji, Finlandii, Norwegii, Danii i Islandii. Nie zmienia to jednak faktu, że podobnym inicjatywom, aby były skuteczne, musi towarzyszyć znaczące podniesienia nakładów na obronność.
Krytycy utrzymują, że w świetle obecnej sytuacji międzynarodowej ostatnie działania szwedzkiego rządu na rzecz wzmocnienia sił zbrojnych to tylko półśrodki. Wojskowym marzy się powrót do czasów zimnej wojny i finansowania armii na poziomie 2,5-3 proc. PKB. Trudno jednak przypuszczać, by Sztokholm zdobył się na tak daleko idący krok. Nawet jeśli wzrost nakładów na obronność byłby procesem rozłożonym na długie lata.