PolskaStrach przed kłami

Strach przed kłami

Coraz częściej trafiają do redakcji "Dziennika Zachodniego" osoby, które skarżą się na niebezpieczne psy, swobodnie biegające po osiedlach. Najczęściej są to psy bezpańskie, ale zdarza się, że niefrasobliwi właściciele nie pilnują swoich czworonogów.

Strach przed kłami

Oko w oko

Kłopoty Marii Ryguły, mieszkającej w Katowicach Murckach, zaczęły się cztery lata temu, gdy jej najbliższą sąsiadką została pani B., właścicielka psa rasy amstaf, mająca na domiar złego problemy z alkoholem. – Owszem, sąsiadka dobrze opiekuje się psem, ale tylko wtedy, gdy jest trzeźwa – mówi pani Maria.

Gdy właścicielka błąka się po osiedlu, amstaf też lata bezpańsko w pobliżu domu bez kagańca. Mieszkańcy boją się wtedy wychodzić. Każde wyjście poprzedzone jest uważnym rozglądaniem się po klatce schodowej.

– Człowiek boi się wyjść z własnego mieszkania. Należy nam się trochę spokoju – denerwuje się pani Maria, która mieszka drzwi w drzwi z właścicielką amstafa.

Bezsilni

– W czerwcu mój mąż omal nie został pogryziony, kiedy wyprowadzał naszego psa. Mąż porusza się o kulach i tylko one uratowały go przed obrażeniami. Niestety, ucierpiał nasz pies. Został pogryziony – mówi.

Po tym incydencie Maria Ryguła napisała do Wydziału Gospodarki Komunalnej Urzędu Miasta w Katowicach. Poinformowała o zajściu i poprosiła o odebranie psa właścicielce. Niestety, odpowiedź urzędu nie była taka, jakiej by sobie życzyła. Urząd, powołując się na ustawę o ochronie zwierząt stwierdził, że nie podstaw do odebrania amstafa właścicielce.

– Czujemy się bezsilni. Mimo interwencji straży miejskiej i policji, pies nadal należy do beztroskiej sąsiadki – mówi pani Maria.

Amstaf w ciągu ostatnich dwóch lat kilkakrotnie przebywał w schronisku, jednakże właścicielka za każdym razem zabierała go stamtąd i wszystko zaczynało się od początku. – Nie wiem, do kogo mogłabym się jeszcze zwrócić. Wszędzie słyszę, że nie można nic zrobić, bo nad psem nikt się nie znęca – mówi Ryguła.

Schronisko dla zwierząt nie może odebrać amstafa. Pies jest dobrze karmiony i nikt nie stwierdził znęcania się nad nim. Tylko co ludźmi, którzy się go boją?

Postrach okolicy

Do redakcji zadzwoniła też Danuta Szudrewicz z Lędzin, która ma podobny problem. Od kilku dni po jej osiedlu błąka się grupa dużych, bezpańskich psów, które zaatakowały i dotkliwie pogryzły psa jednej z mieszkanek. Danuta Szudrewicz i inni mieszkańcy boją się, że dojdzie do nieszczęścia, ale nikt nie chce im pomóc.

– Straż miejska stwierdziła, że nie może zabrać psów. Wolno jej interweniować tylko wtedy, gdy psy toczą pianę lub gdy zwierzę leży potrącone na ulicy – mówi nasza Czytelniczka. – Natomiast administracja osiedla tłumaczy, że zajmowanie się bezpańskimi psami nie leży w jej kompetencji. Zdaniem ekologa

Zapytaliśmy o zdanie ekologa, Roberta Zieleźnika. Dziwi się tej urzędniczej bezduszności. Jego zdaniem, nie ma psów groźnych i niegroźnych. Groźni są tylko ludzie, którzy nie potrafią psami się zajmować. A psy wyrastają na ich obraz i podobieństwo.

Co może urzędnik?

Krystyna Niewadzik, Wydział Gospodarki Komunalnej UM w Katowicach

Nie ma podstaw prawnych do tego, aby odebrać psa sąsiadce pani Ryguły, ponieważ pies nie jest maltretowany. Właścicielka dobrze się nim opiekuje. Niestety, kiedy jest w stanie nietrzeźwym, pies nie jest przez nią pilnowany, a wtedy po interwencji straży miejskiej trafia do schroniska. Straż może ukarać ją mandatem, my nie mamy takiego prawa. Jednak staramy się sprawdzać, czy uchwała Rady Miasta jest przestrzegana. Mówi ona, że pies musi być prowadzony na smyczy i mieć kaganiec. Aby miasto mogło zarządzić odebranie psa właścicielowi, musi stwierdzić ewidentne znęcanie się nad nim. Jeśli amstaf zaatakował męża pani Ryguły, to powinna to zgłosić na policję.

Co może policjant?

Magdalena Szymańska-Mizera, rzecznik Komendy Miejskiej Policji w Katowicach Dzielnicowy sporządził dokumentację dotyczącą zaatakowania męża pani Ryguły przez amstafa i teraz on i właścicielka psa otrzymają wezwanie na komisariat. Od tego, co powiedzą, będzie zależało dalsze postępowanie. W tej chwili trudno powiedzieć, jak się sprawa zakończy. Możliwe, że właścicielka amstafa zostanie ukarana mandatem lub jakąś ostrzejszą karą, ale wszystko zależy od zeznań. Niestety, policja nie może odebrać psa właścicielowi, natomiast zawsze jest prowadzone postępowanie dotyczące nieprawidłowości i niezachowania ostrożności przy trzymaniu zwierzęcia na smyczy.

Nasz komentarz

Psy ponoć dzielimy na małe i sympatyczne oraz duże i bestie. Generalnie jednak mamy do nich stosunek niezrównoważony, bo cierpnie nam skóra, gdy ktoś celowo rozjeżdża psa na ulicy albo wyrzuca z dziesiątego piętra na beton. Pisaliśmy o takich zdarzeniach i wtedy słowo bydlę odnosiło się do człowieka. Kiedy jednak pozostawiony bez opieki rottweiler rzuci się na dziecko, wtedy on jest dziką bestią. I zaraz podnoszą się głosy o konieczności uśpienia wszystkich psów tzw. groźnych ras. Mało kto zadaje sobie trud przeanalizowania sytuacji. Że zwierzę zawsze działa instynktownie. Że ma taki charakter, jak jego pan. Że bite i kopane kumuluje agresję, a ułożone i troskliwie hodowane może być wcieleniem łagodności. Psa też trzeba rozumieć, jak człowieka. Trzeba go kochać i wychowywać, a wtedy podział na słodkie i bestie przestanie obowiązywać. To my, rozumni, powinniśmy się zmieniać, nie zwierzęta.

Joanna Niewidok

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)