Strach lekarzy

Zdesperowana Anna próbowała sama przerwać
ciążę. Gdy lekarze odmówili jej aborcji, wstrzyknęła sobie płyn do
mycia okien. Ma 28 lat. Chciała przerwać ciążę ze względu na stan
zdrowia. Cierpi na ostrą niewydolność żylną - pisze "Gazeta
Wyborcza".

09.03.2004 | aktual.: 09.03.2004 07:36

Kobieta wychowuje samotnie trójkę małych dzieci. Przeszła już jedną operację. Choroby, którą jej zdaniem pogłębia każda kolejna ciąża, nie udało się jednak zahamować. Teraz lewa noga jest spuchnięta, fioletowa po pachwinę, stopa nie wchodzi do buta. Ciąża sprawia, że nie może brać środków przeciwbólowych - pisze dziennik.

Anna od początku nie chciała rodzić. Wpływ na decyzję o aborcji miał przede wszystkim stan zdrowia. Kobieta nie zna swoich praw. Sądziła (jak wielu Polaków), że aborcja jest zupełnie zakazana, zabieg wykonuje się jedynie w podziemiu, a jak się wyda - kobieta trafia do więzienia. Dlatego nie zgłosiła się do poradni K, tylko do prywatnego gabinetu - informuje "Gazeta Wyborcza".

Ginekolog zażądał za zabieg 2,5 tys. zł. W styczniu za namową koleżanki Anna zgłosiła się do warszawskiej Federacji na rzecz Kobiet. Tam po raz pierwszy usłyszała, że aborcja bywa legalna, jeśli zagraża życiu lub zdrowiu kobiety. 11 lutego Anna przez powłoki brzuszne wstrzyknęła sobie płyn do mycia szyb. Ze strachu przed odpowiedzialnością nie wezwała pogotowia. Do poronienia nie doszło. Teraz mówi: "To tani płyn. Żałuję, że nie miałam na domestos. Zawiera chlor, jest bardziej żrący" - pisze gazeta.

Federacja przekonywała Annę, by nie rezygnowała z walki o należne jej świadczenie. Lekarza z poradni naczyniowej poprosiła, by dopisał do diagnozy jedno zdanie: "Kontynuacja ciąży stanowi zagrożenie dla zdrowia pacjentki". Z gabinetu wyszła spłakana: - "Nie napisze! Nie chce iść przeze mnie do więzienia!"

Rozmawiałam z nim chwilę później. Wyjaśnił, że żylaki same w sobie nie są źródłem znaczącego zagrożenia zdrowia i życia. I zakończył: "Ryzyko zakrzepu jest w wypadku tej pacjentki niższe niż ryzyko porodowe. Załóżmy, że do powikłań dojdzie podczas aborcji. Wtedy sąd spyta, kto jej wystawił skierowanie na zabieg. I co będzie?" - pisze publicystka "Gazety Wyborczej".(PAP)

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)