Stracą szpitale, które oszczędzały
Dyrektorzy szpitali są rozżaleni. Narzekają,
że pieniądze z budżetu państwa dostaną te placówki, które mają
długi - pisze "Rzeczpospolita".
17.05.2005 | aktual.: 17.05.2005 07:17
"Jak zwykle okazuje się, że głupi ten, kto się nie zadłużał" - komentuje Michał Milczarek, dyrektor szpitala w Sochaczewie.
W sobotę wchodzi w życie ustawa o restrukturyzacji służby zdrowia. Szpitale mają trzy miesiące na przygotowanie planów restrukturyzacyjnych, które pozwolą im spłacić długi.
Na pożyczki dla zadłużonych szpitali w budżecie przewidziano 2,2 miliarda złotych. Na dotacje dla tych, którzy długów nie mają - tylko 100 milionów.
"To nagroda dla niezadłużonych szpitali" - przekonywał wczoraj w Rzeszowie minister zdrowia Marek Balicki.
Szpitale powołały zespoły przygotowujące dokumenty finansowe z ostatnich sześciu lat. Pracownicy boją się, że z powodu błahej pomyłki ich wniosek o pożyczkę zostanie odrzucony. "Liczymy na 4,8 miliona złotych. Starczy to na zobowiązania wobec pracowników i część długów wobec firm" - tłumaczy Ewa Białas-Ogrodowicz, specjalista ds. finansowych szpitala w Żywcu.
Żeby dostać wszystkie pieniądze z pożyczki, szpital musi podpisać ugody z wierzycielami. "Nie wiemy, czy nam to się uda. Jesteśmy winni pieniądze ponad 200 podmiotom. Połowa z nich musiałaby się zgodzić, żebyśmy im zapłacili dopiero w przyszłym roku" - dodaje Białas-Ogrodowicz.
Niezadowoleni są dyrektorzy tych szpitali, którzy zobowiązań nie mają. "Nie warto było się starać. Trzeba było nie płacić ZUS, podatków, zadłużyć szpital, teraz by nam to umorzono i byłby święty spokój" - mówi Waldemar Kwaterski, dyrektor szpitala w Sejnach.
Ten szpital nie ma zobowiązań wobec ZUS ani podatkowych, nie może więc liczyć na ich umorzenie. Może dostać 1,1 miliona na podwyżki dla pracowników z tytułu ustawy 203. Ale by je dostać, musi zapłacić ponad 200 tysięcy, jedną piątą całej kwoty. "Dla tak małego szpitala jak mój to ogromna suma" - mówi dyrektor Kwaterski.