"Stosunki polsko-niemieckie należy budować na prawdzie"
Rozwijająca się w Niemczech od kilku lat debata na temat wypędzeń od początku, już w samej warstwie językowej, skażona została fałszem. Stało się tak za sprawą nadinterpretacji słowa "wypędzenie", którym objęto przesiedlenia ludności niemieckiej po II wojnie światowej - oświadcza na łamach "Naszego Dziennika" jego publicystka Małgorzata Goss.
Wskazuje, ze z pozoru niewinny zabieg, od lat stosowany przez BdV, okazał się brzemienny w skutki: utorował drogę do jawnego sfałszowania historii na wystawie w Berlinie, gdzie przesiedleni po wojnie Niemcy uzyskali z dnia na dzień status ofiar wojny, ramię w ramię z mordowaną, wyrzucaną z domów, okradaną z dzieci ludnością Zamojszczyzny.
W rezultacie Polska, która poniosła relatywnie największe straty ludnościowe i majątkowe na skutek rozpętanej przez hitlerowskie Niemcy wojny, dzisiaj, po z góry 60 latach, może być pozwana przed Trybunał przez obywateli kraju agresora.
Przedstawiona sekwencja zdarzeń pokazuje, jak naiwna była polska polityka zagraniczna w ostatnim 15-leciu. Jeżeli sprawy będą dalej toczyć się w tym kierunku, pewnego dnia Polska może nie poznać samej siebie w lustrze - przestrzega autorka i wzywa do odrzucenia fałszu.
Niemcy nie byli bezprawnie "wypędzeni". Zostali przesiedleni na mocy traktatu w Poczdamie - aktu o randze międzynarodowej, podpisanego przez wielkie mocarstwa. Plan przesiedleń opracowała Sojusznicza Rada Kontroli, a więc również organ międzynarodowy - przypomina Małgorzata Goss.
Podkreśla, że ogromna część Niemców opuściła swoje domostwa nie wskutek przesiedlenia, lecz panicznej ucieczki przed nadciągającą Armią Czerwoną. (PAP)