Stop kłamstwom Kowalskiego
"Janusz Kowalski: niezwykły przypadek człowieka, który sam jeden potrafił wykryć i odsunąć od władzy skorumpowaną mafię w Opolu" - tak opolskiego radnego reklamuje Jan Rokita, as sejmowej komisji śledczej.
02.09.2005 | aktual.: 02.09.2005 07:57
Reklamówki wyborcze z taką treścią ukazują się codziennie na antenie opolskiej telewizji. Nie wiemy, kto podsunął do przeczytania liderowi Platformy Obywatelskiej, znanemu dotąd z dociekania prawdy, taką brednię. Wiemy, że sam Kowalski uwierzył w to, że był tym jedynym, który pogrążył "mafię opolską", bo na stronie internetowej "Stop Korupcji", stowarzyszenia, któremu szefuje, zamieścił tekst o podobnej wymowie, co słowa Rokity. Tym razem chodzi o przedruk z popularnego tygodnika "Newsweek".
"Do prokuratury doprowadzono w kajdankach byłego prezydenta miasta Piotra Synowca z SLD, podejrzanego o branie łapówek - relacjonuje tygodnik. - To efekt akcji Kowalskiego, który tropiąc korupcję na Opolszczyźnie, doprowadził już do aresztu wojewodę, przewodniczącego rady miasta i panią marszałek województwa. Scenariusz jak z amerykańskiego filmu".
A propos filmu - odnalazł nas jakiś czas temu reżyser polskiego pochodzenia mieszkający w Londynie. Oznajmił, że podczas przeglądania ogólnopolskiej prasy trafił na krótką notkę - wyjątkowo nie o Kowalskim - ale o trzech paniach prokuratorkach z Opola, które samotnie stawiły czoło miejscowej czerwonej mafii, a na życie jednej z nich był nawet zamach. I ten pan reżyser poprosił nas o dokumentację do scenariusza. On film wstępnie widział tak, że te trzy prokuratorki w wynajętym na mieście mieszkanku, zasypane papierami, opite red bullami, wbrew skorumpowanym przełożonym, rozmontowują opolską mafię.
Prokuratorki prowadzące śledztwa w sprawie opolskich afery korupcyjnych tym się różnią od radnego Kowalskiego, że nie wierzą w bajki i pamiętają, jak było.
- Dopiero głośny tekst w „NTO” uruchomił lawinę i ruszył śledztwa – mówią.
Rozmowa toczy się w środę na korytarzu Sądu Okręgowego w Opolu. Beata Kozicka (ta, która wsadzała notabli do aresztu) potwierdza, że dostała sprawę ratuszową do poprowadzenia kilka miesięcy po publikacji „NTO”. Mówi, że Kowalskiego zna z mediów. Prokurator Wiolettę Kowalską, która kontynuuje kolejne wątki śledztwa, z Januszem Kowalskim łączy jedynie przypadkowa zbieżność nazwisk.
- Kiedy sprostujecie kłamstwa Rokity i Kowalskiego? – takimi pytaniami zasypują nas w ostatnich dniach znajomi i nieznajomi opolanie.
Trzy lata temu, kiedy pisaliśmy pierwszy tekst śledczy o "Dobrych Domach", który rozsypał worek z innymi aferami, do głowy by nam nie przyszło, że będziemy musieli prostować teorie Kowalskiego i jego politycznego pryncypała z Platformy Obywatelskiej. Ten przebojowy kandydat na opolskiego radnego prowadził wtedy intensywną kampanię wyborczą. Jak na opozycję przystało, gromił w wypowiedziach prasowych rządzące miastem SLD.
Wtedy już w prokuraturze leżakowało i czekało na lepsze czasy zawiadomienie o przestępstwie popełnionym przez zarząd SLD w Opolu, które złożyli opozycyjni radni Wojciech Drop i Alojzy Drewniak. Jednak prokuratura przez dwa lata nic z tą sprawą nie robiła, zasłaniając się czekaniem na ekspertyzę. To jeszcze nie był ten klimat polityczny. W opolskim dodatku do "Gazety Wyborczej" ukazywały się teksty, po których przeczytaniu coraz więcej opolan dochodziło do wniosku, że kłopoty na budowie największego w mieście osiedla mogą nie być przypadkowe. Ale brakowało jasnych dowodów, powiązania różnych wątków w całości. Skorumpowana władza czuła się pewnie, prokuratura spała.
Taki stan trwał do 11 października 2002, kiedy to opublikowaliśmy obszerny reportaż śledczy "To nie były dobre domy". W tym tekście sprawa jest postawiona jasno - opolska władza jest skorumpowana, na budowie dochodzi do świadomego wyprowadzenia pieniędzy, prezentujemy dowody, m.in. kserokopie faktur.
Kandydat na radnego Janusz Kowalski był na tyle zachwycony tekstem, że skserował pierwszą, "czarną" stronę "NTO", przylepił te odbitki do tablicy i na ich tle, pod budynkiem Prokuratury Okręgowej w Opolu oznajmiał mediom, że "nasze miasto zżera rak korupcji, nepotyzmu i układzików".
Częste konferencje prasowe, zasypywanie mediów buńczucznymi oświadczeniami, nieustanne utrzymywanie zainteresowania własną osobą - takie działania od początku kariery charakteryzowały Kowalskiego. Aż wpadnie na genialny pomysł (ale stanie się to dopiero za kilka miesięcy) utworzenia stowarzyszenia Stop Korupcji, które zapewni mu jeszcze lepszy "lans" w mediach.
Ale póki co mamy październik 2002 roku, Stowarzyszenia Stop Korupcji jeszcze nie ma, jest za to "antykorupcyjna konferencja prasowa", zwołana nazajutrz po naszym tekście śledczym przez ówczesnego kandydata na prezydenta Opola Ryszarda Zembaczyńskiego. Obok niego siedzi Janusz Kowalski.
"Opole jest wstrząśnięte - mówił na konferencji komentującej nasz tekst Zembaczyński. - Po waszym artykule ludzie przestali się bać, jest wielka potrzeba oczyszczenia Opola z urzędniczego bagna." Czy te fakty pasują do słów Rokity o Januszu Kowalskim: "jako jedyny potrafił wykryć i odsunąć od władzy skorumpowaną mafię w Opolu"?
Tydzień po naszej pierwszej publikacji, 18 października, prokuratura zwołała konferencję prasową, podczas której Józef Niekrawiec, Prokurator Okręgowy, oświadczył:
- Dziennikarze „NTO” ujawnili aż 10 nowych wątków, które wymagają naszych zdecydowanych działań, bo istnieje przesłanka popełnienia przestępstwa.
Potem w "NTO" ukazują się kolejne odsłony afery Dobrych Domów, prokuratura prosi nas o udostępnienie materiałów, na podstawie których powstały teksty. Przekazujemy kserokopie. Śledztwo nabiera tempa, bo po naszych tekstach nie można już udawać, że nie ma sprawy.
Jeśli ktoś potem pomógł doprowadzić opolskich notabli do aresztu, to nie Janusz Kowalski, jak chce "Newsweek", ale prokuratura, która po naszych tekstach wzięła się do roboty. Ważna też była inna atmosfera w kraju po aferze Rywina. Minister sprawiedliwości Grzegorz Kurczuk nie chciał już, lub nie miał odwagi przeszkadzać w prowadzeniu opolskiego śledztwa.
- Dostałem w Warszawie zielone światło - powiedział nam które-goś dnia Prokurator Okręgowy Józef Niekrawiec, wracając ze spotkania z ministrem. Oznaczało to, że w Opolu jest szansa na uczciwe, dociekliwe śledztwo. I takie zaczęła prowadzić prokurator Beata Kozicka. W sierpniu 2003 roku za jej sprawą następują pierwsze aresztowania najważniejszych ludzi w regionie - tego śledztwa nikt już nie był w stanie zatrzymać.
Ponieważ renomowany "Newsweek" twierdzi, że Janusz Kowalski zamknął za kratkami również marszałek województwa opolskiego Ewę Olszewską, a sam radny się tym chwali się tym na stronie internetowej Stop Korupcji, trzeba jeszcze na chwilę zatrzymać się przy tej sprawie. Stowarzyszenie Stop Korupcji miało szansę się wykazać, bo dowody na kanty Ewy Olszewskiej zdobyliśmy stosunkowo późno, kiedy była już marszałkiem województwa, a Kowalski był już prezesem od zwalczania korupcji. 7 lutego 2003 rozpoczynamy serię tekstów o karygodnych, biznesowych powiązaniach Olszewskiej. W pierwszym z nich, zatytułowanym "Sami swoi" pokazujemy, że przejmowanie przez rodziny urzędników atrakcyjnych lokali handlowych w zamian za przychylność przy załatwianiu rozmaitych zezwoleń nie dotyczyło tylko opolskiego reala (o czym pierwsza doniosła przez laty "Gazeta Wyborcza"). Ujawniliśmy, że dzieci urzędników, w tym marszałek Olszewskiej, mają już zaklepaną powierzchnię handlową w budowanym "Copernicus center" wartości setek tysięcy
dolarów. Że podobnie jest w innych opolskich hipermarketach. W kolejnych tekstach śledczych ujawniamy ogromny majątek Ewy Olszewskiej (m.in. sześć nieruchomości). Piszemy też, że jedno z jej mieszkań należy do... dyrektora opolskiego reala. Skutek: po tekstach w "NTO" marszałek Olszewska zostaje nagłym trybie ściągnięta z wakacji, gdzie była na nartach. Idzie na przymusowy urlop, po czym podaje się do dymisji. Kilka miesięcy później zostaje zatrzymana przez policję.
Jaki był udział radnego Kowalskiego w sprawie marszałek Olszewskiej? Taki, że nam i prokuraturze gorąco kibicował. Dobre i to, tylko po co zapisywać sobie nie swoje zasługi i wpuszczać w ten kanał Jana Rokitę, z którego opolanie się teraz śmieją.
"Młody, w garniturze, wysmukły, zdecydowany. Przejmuje mikrofon i inicjatywę - kilkoma zgrabnymi hasłami ujmuje młodzież" - to cytat o Kowalskim, pochodzący z tekstu wyraźnie oczarowanego nim Michała Karnowskiego z "Newsweeka".
Karnowski tym razem ma wiele racji - nie raz widzieliśmy Kowalskiego w akcji i trzeba mu przyznać, że jest świetnym mówcą, ma charyzmę, jest przebojowy i niezwykle pracowity. Na Opolszczyźnie polityków posiadających wszystkie te cechy na raz ze świecą szukać. Tylko zadajemy sobie dziś pytanie: po co, mając te wszystkie cechy, pomagać sobie karierze mijając się z prawdą w sprawie własnej roli w wykryciu afery ratuszowej. Tym bardziej, kiedy do wyborów idzie się z hasłem budowania uczciwego państwa.
Krzysztof Zyzik
Ewa Kosowska-Korniak
Prawda w sensie politycznym
Rozmowa z Januszem Kowalskim, kandydatem na posła PR
-* Dlaczego pan i poseł Rokita kłamiecie w reklamówce wyborczej?*
- Tam nie ma kłamstwa, zadania wypowiadane w tej reklamówce są absolutnie prawdziwe.
- Pan rzeczywiście uważa, że - cytujemy: jako jedyny wykrył i odsunął od władzy skorumpowaną mafię w Opolu?
- Wygraliśmy wybory, co doprowadziło do usunięcia tamtych ludzi. Zatem w sensie politycznym zdanie wypowiadane przez posła Rokitę jest prawdą. Może powinna tam być mowa o całej drużynie Zembaczyńskiego, a nie o mnie samym? Ale kłamstwa w tej reklamówce nie ma.