Stoczniowcy proszą Wałęsę o pomoc
Gdańscy stoczniowcy zwrócili się do Lecha Wałęsy o pomoc w sprawie należących kiedyś do Stoczni Gdańskiej terenów w centrum miasta. Były prezydent obiecuje, że zrobi wszystko, by pomóc stoczni.
05.02.2004 21:10
Problemy dotyczą byłych terenów stoczniowych w centrum Gdańska, które obecnie należą do spółki Synergia. Udziały w tej spółce mają amerykańskie fundusze inwestycyjne. Synergia chce na tych terenach wybudować tzw. nowe miasto z biurowcami, centrami handlowymi i budynkami mieszkaniowymi.
To może oznaczać, że Stocznia Gdańska zostanie bez tzw. suchego doku, gdzie budowane są statki. "To dla nas śmierć. Bez tego doku stocznia nie jest w stanie funkcjonować i będzie musiała wstrzymać produkcję" - powiedział wiceprzewodniczący stoczniowej "Solidarności", Karol Guzikiewicz.
W czwartek związkowcy zwrócili się o pomoc do Lecha Wałęsy. "Rozważam to, muszę tylko zapoznać się z materiałem. Zrobię wszystko, by pomóc stoczni" - powiedział Wałęsa.
Grupa około 20 stoczniowców z nieformalnego Komitetu Obrony Stoczni blokowała w czwartek rano od godziny 6 do 10 bramę wejściową do zakładu. Nie wpuszczono pracowników Synergii.
"To dopiero początek naszych działań. Odstąpiliśmy na prośbę prezesa Stoczni Gdańskiej, który powiedział, że toczą się ważne negocjacje z armatorami" - wyjaśnił Guzikiewicz.
Jeśli Synergii nie uda się zrealizować zaplanowanych inwestycji, to może domagać się od Stoczni Gdynia (do której należy gdański zakład) około 30 mln USD. Taką umowę podpisał poprzedni zarząd spółki, m.in. jej były prezes Janusz Szlanta.
Dochodzenie od Gdyni tych pieniędzy oznaczałoby najprawdopodobniej upadek zarówno gdyńskiej, jak i gdańskiej stoczni.
Ta niekorzystna umowa to - jak przyznał w ubiegły piątek wiceminister gospodarki Jacek Piechota - jeden z kluczowych powodów opóźnienia decyzji o dofinansowaniu znajdującej się w tarapatach Stoczni Gdynia.
"Grozi nam taka sytuacja, że te środki przeznaczone przez Skarb Państwa na ratowanie Stoczni Gdynia mogłyby przez tę stocznię szybko przepłynąć. Nie można dopuścić do tego, że środki publiczne pójdą na pokrycie strat banku, prywatnych akcjonariuszy czy prywatnych funduszy inwestycyjnych" - powiedział Piechota.