Stewardesa wyprosiła niewidomych z samolotu LOT
"Rzeczpospolita" opisuje incydent na pokładzie samolotu LOT z Warszawy do Wrocławia: stewardesa wyprosiła dwoje niewidomych osób. - Takie są przepisy, strasznie nam przykro - usłyszeli. Jak tłumaczy rzecznik PLL LOT chodzi o zapewnienie niewidomym bezpieczeństwa w razie zagrożenia. Więc samoloty na trasach krajowych nie zabierają na pokład więcej, niż dwie niepełnosprawne osoby.
15.09.2009 | aktual.: 15.09.2009 21:57
Grupa czterech niewidomych osób wraz z opiekunką postanowiła wybrać się samolotem na weekendową wycieczkę z Wrocławia do Warszawy. W tę stronę podróż przebiegła bez zakłóceń. Kłopoty zaczęły się, gdy grupa chciała wrócić - również samolotem LOT.
Jak opowiada w rozmowie z "Rzeczpospolitą" opiekunka grupy, bilety zamówione były jeszcze w czerwcu. Przy zamówieniu, na odpowiednim formularzu, zaznaczyła, że na pokład wejdą osoby niepełnosprawne. System przyjął zamówienie i nikt nie spodziewał się żadnych problemów. A jednak.
W Warszawie wszyscy weszli na pokład samolotu. Tam jednak stewardesa powiedziała, że dwie osoby muszą wysiąść. Nie pomagało tłumaczenie, że bilety są od dawna wykupione i nikt wcześniej ich nie kwestionował. Zamieszanie trwało godzinę.
Ostatecznie dwie osoby pozostały w Warszawie i spędziły noc w hotelu. Do Wrocławia poleciały następnego dnia. Opiekunka z pozostałą dwójką została na pokładzie.
Jak tłumaczy gazecie Andrzej Kozłowski, rzecznik PLL LOT, załoga "nie miała wyjścia". W samolotach obsługujących linie krajowe obowiązuje tzw. instrukcja operacyjna wydana przez EuroLOT, która zakazuje zabierania na pokład więcej niż dwóch osób niepełnosprawnych.
Między polskimi miastami latają niewielkie maszyny, na ich pokładzie jest tylko jedna stewardesa. W razie zagrożenia - tłumaczył "Rzeczpospolitej" rzecznik - mogłaby mieć problem z obsługą dużej grupy niepełnosprawnych.
Polski Związek Niewidomych nie wyklucza, że zwróci się do LOT z prośbą o wyjaśnienia.