Steve Squire: nie chcemy żeby Londyn wyglądał jak Warszawa
- Nie może być tak, że setki tysięcy przybyszów znad Wisły osiedla się w Wielkiej Brytanii, my mamy zajmować się ich utrzymaniem, a polski rząd od wszystkiego umywa ręce - mówi Steve Squire, szef londyńskich struktur Brytyjskiej Partii Narodowej (BNP), w rozmowie z Piotrem Gulbickim, korespondentem Wirtualnej Polski.
21.05.2013 | aktual.: 22.05.2013 12:55
WP: Piotr Gulbicki:Niedawno na ulotce sygnowanej przez wasze ugrupowanie pojawił wizerunek małpy z podpisem „Polacy jako małpy na usługach Partii Pracy”.
Steve Squire: Nie mamy z tym nic wspólnego. Wielu środowiskom zależy, żeby przedstawiać nas w negatywnym świetle, przypinając nam łatkę rasistów i strasząc imigrantów. Tymczasem rzeczywistość jest zupełnie inna.
WP: Czyli jaka?
Nie jesteśmy przeciwko imigrantom, czy konkretnie Polakom. Wręcz przeciwnie. Natomiast nie chcemy, żeby Londyn wyglądał jak Warszawa, a Warszawa jak Londyn. Każdy naród ma prawo czuć się w swoim kraju jak w domu, ma prawo do odrębności, zachowania narodowego charakteru i własnego dziedzictwa. To powinno być priorytetem rządzących. Polska jest dumnym państwem, z piękną historią i osiągnięciami. Niech się rozwija, bo ma ku temu wszelkie możliwości. Ale nie może być tak, że setki tysięcy przybyszów znad Wisły osiedla się w Wielkiej Brytanii, my mamy zajmować się ich utrzymaniem, a polski rząd od wszystkiego umywa ręce. Nie tędy droga. To nie jest dobre ani dla was, ani dla nas.
WP: Przez ostatnie lata mówiło się, że na imigracji Polaków zyskuje brytyjska gospodarka.
To pokrętne tłumaczenie, rąk do pracy u nas nie brakuje. Wielu polskich pracowników przyjeżdża na Wyspy w poszukiwaniu lepszego życia, opierając się na fałszywych przesłankach i obietnicach. Natomiast prawda jest taka, że często kończą jako bezdomni, albo ledwo wiążą koniec z końcem. Są wykorzystywani nie tylko przez brytyjskich pracodawców, którzy płacą im minimalne stawki, ale również przez swoich rodaków, którzy de facto utrzymują się z ich ciężkiej pracy. Ci ludzie sprowadzają tu z czasem swoje rodziny i koło się zamyka.
WP: Cztery lata temu Brytyjska Partia Narodowa rozpoczęła antyimigracyjną akcję „Bitwa o Anglię”.
Jesteśmy małą wyspą, przez co nie możemy pozwolić sobie na niekontrolowany napływ cudzoziemców. Po prostu nie stać nas na to. Skutki takiej polityki odczuwają zarówno sami imigranci, ale także my, Brytyjczycy. Szkoły są przepełnione, brakuje pracy, nawarstwiają się problemy lokalowe.Niedobór mieszkań spowodował gwałtowny wzrost cen na rynku, przez co wielu Brytyjczyków nie stać na zakup własnego lokum. Co więcej, brytyjscy robotnicy, studenci czy absolwenci wyższych uczelni muszą rywalizować o miejsca pracy z przybyszami z zagranicy. Dlaczego? Bo ci ostatni podejmują się każdego zajęcia, a harując za najniższe stawki psują rynek. To wtórne niewolnictwo, nie chcemy czegoś takiego.
WP: To nie wina imigrantów…
Nie imigrantów, ale rządzących. Imigranci są tu tylko pionkami, wykorzystywanymi ekonomicznie, a jednocześnie traktowanymi jako głosy wyborcze przez główne partie polityczne. Trudno się dziwić, że Brytyjczycy są coraz bardziej niechętni przybyszom z innych krajów. Bo jak ocenić działania rządu, który ogłasza, że emerytury mają nam przysługiwać od 67. roku życia. Uzasadnia się to wydłużeniem długości życia w dzisiejszych czasach, natomiast w rzeczywistości związane jest z brakiem pieniędzy, które przeznaczane są na świadczenia socjalne i inne benefity dla imigrantów. To wstyd dla państwa.
WP: BNP jest na marginesie politycznych wydarzeń, ale coraz bardziej zyskuje na znaczeniu.
Trudno nie zauważyć, że wszystkie główne partie działają praktycznie według jednego schematu, różnice między nimi są tylko pozorne. Dlatego zarówno konserwatyści, lejburzyści, jak i liberałowie, jednakowo ponoszą winę za ekonomiczny upadek naszego kraju. Przed II wojną światową Wielka Brytania była najbogatszym państwem w Europie, a jak wygląda sytuacja dziś, każdy widzi. My jesteśmy odrębną, niezależną siłą. Mamy swoją reprezentację w europarlamencie, liczymy się w wyborach lokalnych, nasze notowania idą w górę. Przez wiele lat Brytyjczyków karmiono różnymi stereotypami na nasz temat, zamazywano cele, do których faktycznie dążymy. Jednak ludzie powoli budzą się z letargu, efekty obecnych rządów są coraz bardziej widoczne, dlatego nie wątpię, że niedługo nadejdzie nasz czas.
Z Londynu dla WP.PL Piotr Gulbicki