"Stern": iraccy porywacze dali Osthoff odszkodowanie
Pochodzące z okupu pieniądze znalezione u
Niemki Susanne Osthoff po jej uwolnieniu z rąk irackich porywaczy
były odszkodowaniem za zabrane jej wcześniej pieniądze oraz za
brutalne traktowanie - napisał tygodnik "Stern".
Zarzut, że Osthoff wzbogaciła się na porwaniu, jest oszczerstwem - powiedział pragnący zachować anonimowość dyplomata.
43-letnią archeolożkę uprowadzono w końcu listopada w północnym Iraku. Porywacze zwolnili ją po 23 dniach. Pracownicy ambasady Niemiec w Bagdadzie znaleźli w jej ubraniu, w czasie gdy brała prysznic, zwitki banknotów wartości kilku tysięcy dolarów. Analiza numerów banknotów, przeprowadzona przez Federalny Urząd Kryminalny, wykazała, że były to pieniądze pochodzące z okupu wypłaconego porywaczom przez niemiecki rząd.
Prasa bulwarowa sugerowała, że Osthoff mogła zaaranżować własne porwanie, by wyłudzić okup.
"Stern" podał, że porywacze zabrali Osthoff 2268 dolarów. Przed przekazaniem jej przedstawicielom Niemiec dali jej pewną kwotę - jak twierdzi "Stern", 4000 dolarów - żeby "nie została bez pieniędzy". Osthoff nie robiła z tego tajemnicy. Zdaniem Federalnego Urzędu Kryminalnego nie ma żadnych poszlak wskazujących na współpracę archeolożki z porywaczami.
Niemiecki rząd odmówił zajęcia stanowiska wobec spekulacji na temat Osthoff. Kanclerz Angela Merkel i minister spraw zagranicznych Frank-Walter Steinmeier zapewniali po uwolnieniu porwanej, że Niemcy nie zapłaciły okupu. Zdaniem prasy władze zapłaciły porywaczom 5 mln dolarów.
Osthoff organizowała od marca 2003 pomoc dla mieszkańców Iraku, dostarczając im żywności i lekarstw. Porywacze domagali się od niemieckich władz zerwania współpracy z rządem Iraku i grozili zabiciem zakładniczki.
Pochodząca z Bawarii Niemka mieszkała po ukończeniu studiów archeologicznych w Jemenie. Od 1984 r. uczestniczyła w wykopaliskach na terenie Iraku. Nauczyła się języka arabskiego i przeszła na islam.
Jacek Lepiarz