Stasiak: za dużo oczekiwaliśmy po misji w Iraku
U nas wewnętrznie zbyt duże nadzieje rozbudziliśmy sami sobie, że tam będziemy nie wiadomo jakie rzeczy robili. Po drugie rzeczywiście wydawałoby się, że można byłoby się lepiej dogadać wówczas z naszym partnerem amerykańskim - powiedział o misji w Iraku Władysław Stasiak, szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, gość "Sygnałów Dnia".
04.07.2008 | aktual.: 04.07.2008 09:52
Sygnały Dnia: Dlaczego dotychczas te nasze umowy ze Stanami Zjednoczonymi nie miały takich skutków, jak byśmy chcieli? Myślę tutaj na przykład o zaangażowaniu polskim w Iraku, te obietnice, te ambicje, które wówczas rozbudzone były, były zupełnie inne.
Władysław Stasiak: O, znaczy to... O, to jest ciekawy wątek. A widzi pan, to ciekawy wątek akurat, jeżeli mówimy w tym kontekście. Po pierwsze to wydaje mi się, że w 2003 roku tu, u nas wewnętrznie zbyt duże nadzieje rozbudziliśmy sami sobie, że tam będziemy nie wiadomo jakie rzeczy robili. Po drugie rzeczywiście wydawałoby się, że można byłoby się lepiej dogadać wówczas z naszym partnerem amerykańskim. I to, co mówię o strategicznym partnerstwie, to nie przeczy tezie, że trzeba się zawsze rzetelnie i porządnie i do końca dogadywać. Jasne, co do tego akurat ja n__ie mam najmniejszych wątpliwości. Ale po trzecie akurat...
- To sami się traktujmy przede wszystkim poważnie i traktujmy się odpowiednio do tej sytuacji. Ja myślę, że będą nas tak traktowali, jak my się będziemy traktowali. I to jest teza zasadnicza. Ale co do Iraku – no to widzi, to akurat jest to, jak się traktuje... Jak Irakijczycy sami proszą o współpracę z nami i są wypłacalni, po raz pierwszy wydobycie ropy naftowej przekroczyło wydobycie przedwojenne w Iraku. Ten kraj, no, może za dużo powiedziane, że się stabilizuje, ale jest wypłacalny w tej chwili. I jeżeli jest tak, że jak Irakijczycy proszą o współpracę z polską gospodarką, składają konkretne oferty, to sprawdźmy to, to przynajmniej zobaczmy, co... Jeżeli składają duże oferty, to sprawdźmy, to zobaczmy, co to w ogóle jest, bo jeżeli nie sprawdzimy tego, a powiemy: „A, jacyś wielcy gracze, tam nam nie pozwolili, bo but uwierał i tak dalej, ktoś nam...”, nie, to nie jest tak, że ktoś nam zabrania. Na razie to my sami się nie angażujemy. I powiem więcej – gdybyśmy nie zmienili formuły polskiej obecności w
Iraku na inną, po porządnym, mam nadzieję, wycofaniu kontyngentu na inną, ekonomiczną, szkoleniową, o co proszą Irakijczycy, to byłby to po prostu wielki skandal.