Starość zaczyna się wczoraj
Z prof. Barbarą Szatur-Jaworską z Instytutu Polityki Społecznej Uniwersytetu Warszawskiego rozmawia Waleria Kożusznik.
14.02.2005 | aktual.: 14.02.2005 10:26
Jaka będzie nasza starość? Czy zależy to od całego naszego życia?
– Oczywiście i dlatego nie wystarczy polityka społeczna reagująca tylko na potrzeby ludzi starych. Trzeba wprowadzić do polityki wobec starości myślenie w kategoriach całego życia. Przyjrzeć się konsekwencjom wcześniejszych zaniedbań, których efekty zbieramy dopiero na starość. Jeżeli bowiem pewne potrzeby danego pokolenia nie zostaną zaspokojone w odpowiednim momencie, będzie to miało negatywne skutki w następnych fazach życia. A są to elementarne sprawy – na przykład brak własnego mieszkania blokuje rozwój rodziny, z kolei brak pracy oznacza, że człowiek traci punkt zaczepienia w społeczeństwie. Przez wiele, wiele lat w świadomości decydentów utrwaliło się, że jeśli chcemy mieć zdrowe społeczeństwo, trzeba zadbać o potrzeby zdrowotne dzieci. Ale jeśli już chodzi o osoby w średnim wieku, nie ma czegoś takiego, jak ogólnie dostępna profilaktyka czy badania przesiewowe. Nie można sobie wmawiać, że w przeciwieństwie do leczenia i rehabilitacji, profilaktyka jest za darmo, bo za wszystko trzeba płacić, ale jest
to kwestia jakości życia na starość. Gdyby nie było tych zaniedbań, nasza starość pewnie byłaby inna. Bardziej aktywna, zdrowsza, zamożniejsza.
Na razie jednak coraz więcej starych ludzi wypychanych jest na margines społeczeństwa. I aż strach myśleć, co będzie za lat 20, kiedy co trzeci Polak przekroczy 60. rok życia?
– Trzeba całkowicie przedefiniować okres starości. Jeżeli będziemy żyli coraz dłużej i coraz mniej ludzi będzie pracować na coraz większą liczbę osób niepracujących, musimy przyjąć do wiadomości, że prawdopodobnie definitywnie skończyły się już czasy, gdy starość równała się długiemu, coraz dłuższemu okresowi odpoczynku. Dzisiaj trudno nam sobie to nawet wyobrazić, ale trzeba będzie wydłużyć aktywność zawodową, coraz dłużej się uczyć, do tego zaś potrzebne są instrumenty dydaktyczne, które pozwolą sześćdziesięcioparoletnim osobom zdobywać nowe umiejętności.
Brzmi to jak społeczne s-f, gdy spojrzeć, jak dzisiaj traktuje się emerytów.
– No to zastanówmy się, jak będzie wyglądało nasze społeczeństwo, gdybyśmy mieli w przyszłości do czynienia z prostą ekstrapolacją obecnej sytuacji? Jeżeli nic się nie zmieni, staniemy się obumierającym społeczeństwem wielkiej liczby schorowanych starych ludzi. Ażeby tak się nie stało, nie wystarczy zadekretować, że starość ma być bardziej szczęśliwa i aktywna. Nie wystarczy opowiadać o tym, że należy dłużej pracować, bo jest to tylko straszenie ludzi podnoszeniem wieku emerytalnego. Potrzebna jest mądra edukacja społeczna, czego brakuje w szkolnych programach nauczania. Może powinnam być bardziej lojalna wobec kolegów z Instytutu Nauk Politycznych, ale twierdzę, że naprawdę nie jest ważne, by uczeń szkoły średniej dokładnie wiedział, jak wygląda system wyborczy w Holandii i czym różni się konstytucja oktrojowana od konstytucji przyjętej w referendum, bo nie jest mu to potrzebne do codziennego obywatelskiego funkcjonowania. Potrzebuje za to wiedzy o swojej przyszłości w społeczeństwie. Nie o tym, jaka jest
stopa bezrobocia, ale w jaki sposób bezrobocia unikać, świadomość, że nie jedno świadectwo ukończenia szkoły, tylko prawdopodobnie 10 różnych dyplomów trzeba będzie zdobyć, żeby utrzymać się na rynku pracy, zrozumienie mechanizmów, skąd biorą się pieniądze do podziału w społeczeństwie, jakie są konsekwencje dłuższego okresu pozostawania bez pracy. A tego młodych ludzi nie uczymy. Moi koledzy, którzy prowadzą wykłady z polityki społecznej, z przerażeniem stwierdzają, że ich studenci, osoby dwudziestoparoletnie, nie mają zielonego pojęcia o systemie emerytalnym, w ogóle nie rozumieją konsekwencji różnych życiowych decyzji, np. długiej przerwy w pracy po urodzeniu dziecka. Jeżeli jednak pewne rzeczy zrozumiemy wystarczająco wcześnie, większość z nas będzie w stanie rozsądnie kierować swoimi decyzjami, by nie poczuć się na starość oszukanym, np. gdy zgadzamy się, by szef wypłacał nam część wynagrodzenia pod stołem, nie zdając sobie sprawy, jakie będą tego skutki dla naszej emerytury. Nie jest dobrze, gdy
obywatel nieświadomie poddaje się różnym sugestiom, które niekoniecznie mają na celu jego dobro.
Ale pewnie my sami wolimy o tym nie myśleć, bo próbujemy zaprzeczyć starości, udajemy, że jej nie ma?
– Ten brak wyrazistego udziału starszych ludzi w życiu społecznym sprawia, że zupełnie nie uświadamiamy sobie, iż w przyszłości, gdy tylu spośród nas się zestarzeje, oprócz podskórnego konfliktu między starszymi i młodszymi (w stylu wątpliwej tezy: niech starzy odchodzą z pracy i zwolnią miejsce dla młodych), nasili się również konkurencja między starszymi. Niektórzy będą uważali, słusznie skądinąd, że należy im się godziwa starość, bo bardzo długo pracowali, pilnowali, by ich składki trafiały do ubezpieczeń społecznych, dodatkowo ubezpieczyli się w 3. filarze itd., itd. I będą tacy, którzy z różnych powodów – niekoniecznie na własną prośbę, lecz na skutek choroby czy bezrobocia – zostaną z bardzo skromnymi środkami do życia. Jestem głęboko przekonana, że różnice społeczne między starymi ludźmi będą narastały. Ile dostaniemy w formie nagrody za wcześniejszą przezorność, a ile będzie dla wszystkich mniej więcej po równo, by zaspokoić podstawowe potrzeby? Ta niepewność powoduje, że boimy się starości, z
rezygnacją przyjmując, iż starość równa się biedzie. Tymczasem musimy przyjąć do wiadomości, że wcześniejsze przejście na emeryturę, czy renta w młodym wieku, przestanie być przywilejem. Zrozumieć, że sami musimy intensywnie o siebie zadbać, aby w dobrej kondycji dotrwać do okresu starości i nie łudzić się, że możemy teraz nie uprawiać sportów, nie chodzić na badania profilaktyczne, bo za 20-30 lat, jak się już zestarzejemy, medycyna wyleczy nas i odmłodzi. Być może będzie miała takie możliwości, ale ze względu na koszty, nie będą to możliwości dla wszystkich. Za to coraz większe będzie zapotrzebowanie na aktywność starszych ludzi, na pomoc „młodszych starszych” dla bardziej zaawansowanych wiekiem.
Tymczasem starych ludzi nie widać ani w życiu społecznym, ani w polityce. Trzeci wiek nie ma u nas swojego lobby?
– Dzisiaj nie ma, ale za 20 lat w fazę starości wejdzie zupełnie inne pokolenie, roczniki, które będą miały za sobą praktykę życia w nowych warunkach, w społeczeństwie demokratycznym i gospodarce rynkowej. Dlatego przyszłe pokolenie seniorów powinno być już bardziej przedsiębiorcze. Na tym można budować optymistyczne oczekiwanie, że starość jednak się zmieni i bardziej będzie umiała zadbać o swoje interesy. Natomiast zagrożeń upatruję przede wszystkim w tym, że system edukacji, polityka i media wcale nie mają obiektywnego interesu, żeby przyjąć inną niż dotychczasowa definicję starości. System edukacji ma taki sam interes w pokazywaniu babci jako staruszeczki, którą trzeba się zajmować, jak i jako partnerki przy komputerze czy przewodniczki po różnych ciekawych sprawach tego świata. Jest tylko kwestią świadomości, który z tych modeli w formowaniu młodych ludzi zostanie przyjęty. Jeśli zaś chodzi o media, wniosek jest jeden: dla nich w starości atrakcyjne jest tylko to, co jest w niej złe, czyli bieda,
przypadki skrajnych zaniedbań, nadużycia w domu starców. Natomiast to, że starzy ludzie coś dla siebie nawzajem zrobili? Czy to już powód, żeby o tym pisać? Komercjalizacja mediów wyraźnie spycha pozytywny obraz starości, podtrzymując negatywne stereotypy. Politycy z kolei również są zainteresowani, aby powtarzać: wy, starzy jesteście bardzo biedni i pokrzywdzeni, a my jesteśmy tymi, którzy się wami zajmą i zatroszczą o wasze interesy (byle byście tylko zechcieli na nas głosować). Żaden więc z tych ważnych ośrodków, kształtujących społeczną świadomość, nie ma powodu, by zacząć mówić o starości dobrze i kreować inny, po prostu prawdziwy jej obraz. To może spowodować, że nawet ci bardziej zadowoleni z życia starsi ludzie, mający większe umiejętności i możliwości działania, nie będą mogli tej szansy, tego swojego potencjału, wykorzystać.
Dziękuję za rozmowę.