Staropolski pod młotek
Bank Staropolski po raz trzeci został wystawiony na sprzedaż.
Bank Staropolski, znany pod koniec lat dziewięćdziesiątych z korzystnych lokat walutowych upadł w 2000 roku niemal z dnia na dzień.
Przetarg po raz trzeci
Jego klienci odbili się od zamkniętych drzwi. Ogłoszenie upadłości sprawiło, że ci, którzy w banku ulokowali mniej niż tysiąc euro (według ówczesnego kursu nieco ponad cztery tysiące złotych), dostali z Bankowego Funduszu Gwarancyjnego (BFG) swoje oszczędności w całości, z kwot do 11 tysięcy euro BFG wypłacał 90 proc. Większe sumy nie były objęte gwarancjami.
Ostatecznie ci, którzy w dalszym ciągu nie odzyskali wszystkich swoich oszczędności, to 20 tysięcy osób. Wczorajsze ogłoszenie o sprzedaży Banku Staropolskiego jako przedsiębiorstwa jest trzecim w ciągu ostatnich pięciu lat. Na poprzednie przetargi nie wpłynęły żadne oferty. Zapewne dlatego, że kupujący – zgodnie z prawem bankowym stanie się posiadaczem – oprócz majątku, wycenionego na blisko 96 milionów złotych – także i długów. Te o 60 milionów złotych przekraczają wartość majątku. To dla wierzycieli ostatnia nadzieja na odzyskanie pieniędzy. – Gdyby nie znalazł się kupiec, a wierzyciele uznali, że nie ma szans na sprzedaż całości, zacznie się sprzedaż poszczególnych składników majątku – tłumaczy Jan Kanecki, syndyk masy upadłościowej banku. – Wtedy jednak najpierw zostaną uregulowane należności w stosunku do Bankowego Funduszu Gwarancyjnego, a te przekraczają 620 milionów złotych. W praktyce oznaczałoby to, że pechowcy, którzy założyli w Staropolskim lokaty, nie dostaliby już ani grosza więcej.
Długi, akcje, kamienice
Że dla wierzycieli sprzedaż banku w całości to najlepsze rozwiązanie, jest oczywiste. Czy jednak potencjalnym nabywcom taki interes może się opłacać? Zwłaszcza, że zgodnie z prawem w przetargu może wziąć udział tylko inny bank?
Kanecki liczy, że tym razem znajdzie kupca: – Na przetarg wystawiliśmy przedsiębiorst- wo, a więc oprócz majątku ruchomego, kilku nieruchomości, także bazę klientów, w tym przypadku bardzo rozproszonych, a to na rynku bankowym dziś bardzo się liczy. Teoretycznie oferent może kupić bank za symboliczną złotówkę – tyle, że bierze na siebie obowiązek zaspokojenia roszczeń wierzycieli. Oprócz kamienicy w Poznaniu przy ul. Nowowiejskiego, gdzie mieściła się siedziba banku, potencjalny kupiec wejdzie w posiadanie także udziałów w budynku na rogu ul. Szkolnej i Starego Rynku oraz 33 proc. udziałów w Invest Banku. – Te udziały to jeden z większych atutów – twierdzi Kanecki. – Zakładamy, że jednym z chętnych może być właśnie Invest Bank.
Póki co do syndyka spływają pytania odnośnie szczegółów oferty. To jednak jeszcze o niczym nie świadczy.
Granice ustępstw
– Sprzedanie Staropolskiego będzie trudne – mówi Włodzimierz Narczyk, były syndyk sprzedanego z sukcesem Agro Banku. – Zupełnie inaczej byłoby, gdyby wartość majątku równała się wartości zobowiązań. To oznacza jednak, że wierzyciele musieliby pójść na ustępstwa i zrezygnować z części roszczeń. Czy uda się ich do tego przekonać? Przy tak rozproszonych wierzytelnościach to może okazać się barierą nie do przebycia. Zwłaszcza, że zgodnie z prawem większość nie może narzucić swojej woli. Każdy kto rezygnuje z części należnych pieniędzy musi to zrobić indywidualnie. Niby lepiej dostać np. połowę niż nic, ale takie negocjacje z wierzycielami są trudne. Zdaniem syndyka różnica między wycenową, a rynkową wartością majątku Staropolskiego jest nikła. – Pewnie udałoby się nam zgromadzić w sumie trochę ponad 100 milionów – mówi. – Ale nie więcej.
Chyba, że prawdziwe okazałyby się weksle, przedstawione przez Piotra Bykowskiego, właściciela Banku Staropolskiego, stanowiące poręczenie Invest Banku dla Staropolskiego. Nie zostały one uwidocznione w księgach banku (choć nie musiały, być może mogłyby uratować go przed upadkiem), wątpliwości budzi też faktyczna data ich wystawienia. Póki co – prawdziwość weksli bada prokuratura, a byli klienci Banku Staropolskiego czekają na kupca.
Niewinni czarodzieje
Piotr Bykowski, oskarżony o wyprowadzenie z Banku Staropolskiego pieniędzy i doprowadzenie do jego upadłości, twierdzi, że ponad miliard złotych, który zniknął z banku został zainwestowany, a upadłość Staropolskiego była skutkiem sfałszowania bilansu przez jego zarząd, rekomendowany przez należącą do Zygmunta Solorza TV Polsat. Na upadłości banku miały, zdaniem Bykowskiego, wzbogacić się spółki należące do właściciela Polsatu.
140 tys. osób - otrzymało wypłaty z Bankowego Funduszu Gwarancyjnego 20 tys. osób - nie otrzymało całości oszczędności 620 mln zł - kwota wypłat z Bankowego Funduszu Gwarancyjnego 156 mln zł - nieuregulowane zobowiązania banku 95 mln 894 tys. zł - wycenowa wartość majątku banku
Monika KACZYŃSKA