"Staram się być silny, a w środku umieram". Dziecko połyka garść tabletek i dzwoni
Dziecko siedzi w ciemnej piwnicy z garścią tabletek w ręku. Zaraz je połknie i popije alkoholem, żeby nie czuć już nic. Nie może znieść bólu i cierpienia, które powodują problemy w rodzinie, z kolegami, w szkole. W ostatniej chwili weźmie jeszcze telefon i zadzwoni. Słuchawkę podniesie Lucyna. Usłyszy w niej cienki, drżący głos. Wtedy rozmową przez telefon musi ratować ludzkie życie.
16.11.2017 | aktual.: 16.11.2017 17:43
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Dzwoni Weronika, lat 16. - Mój najlepszy przyjaciel popełnił samobójstwo i nie umiem sobie z tym poradzić. Jest mi bardzo źle, od kiedy go nie ma. Nie mogę jeść, spać i ciągle płaczę. Myślę o tym, żeby do niego dołączyć – szlocha do telefonu.
Dzwonią przed popełnieniem samobójstwa, albo już w trakcie. Dzwonią, bo w szkole i w domu nikt nie potrafi im pomóc.
Umarł piesek albo wisi stryczek
Skromny budynek na warszawskiej Saskiej Kępie. Niewielkie pomieszczenie, wewnątrz pięciu konsultantów. Każdy siedzi przy biurku ze słuchawkami i komputerem. Mają trzygodzinny dyżur. Telefony dzwonią nieustannie, wszystkie linie są zajęte. Po drugiej stronie dzieci z całej Polski.
Czasem konsultant podczas dyżuru rozmawia z trójką dzieci, z każdym po godzinie. Czasem odbiera trzydzieści telefonów. Słucha o tym, że dziecko nieszczęśliwie się zakochało, że zmarło jego ukochane zwierzątko. Rozmawia z nim o problemach w szkole i relacjach z rówieśnikami. O samookaleczaniu, przemocy fizycznej i seksualnej.
Gdy słyszy tylko pojedyncze słowa i szlochanie to znak, że stawką może być ludzkie życie. Po drugiej stronie może być dziecko, które siedzi w garażu z przygotowanym stryczkiem, trzyma w ręku garść tabletek, nóż, butelkę z alkoholem. Rodzice mogą być tuż obok, za ścianą, nieświadomi, co się dzieje.
Dzwoni Wiktor, lat 16. - Staram się, ale już nie daje rady. Pół roku temu zmarł mój tata, bardzo długo chorował. Mama się nim opiekowała, to była prawdziwa katorga. Chcę, żeby odpoczęła. Siostra strasznie przeżyła pogrzeb, dziadkowie kompletnie się załamali. Staram się być silny, dla nich wszystkich, załatwiam różne sprawy, robię zakupy, rozśmieszam. A w środku umieram – mówi do telefonu.
Dzwonią, bo wstydzą się swoich problemów
Dzieci wybierają telefon zaufania, bo mogą pozostać anonimowe. Wstydzą się swoich problemów. Nie rozmawiają z rodzicami, bo myślą, że oni mają już wystarczającą ilość własnych problemów, więc one nie chcą ich obarczać swoimi. Niektóre dzieci próbowały, ale usłyszały, że przesadzają i powinny wziąć się w garść.
- Dzieciom nie mówi się o tym, że problemy są naturalną częścią życia, że warto o nich rozmawiać. Mówi się, że trzeba sobie ze wszystkim radzić, samodzielnie – opowiada Lucyna Kicińska z Fundacji Dajemy Dzieciom Siłę. Koordynowany przez nią Telefon Zaufania dla Dzieci i Młodzieżyto dla wielu młodych osób ostatnia deska ratunku.
Dzwoni Magda, lat 14. - Chcę, żeby ktoś wiedział, co się u mnie dzieje. Moje życie nie ma sensu, a ja nawet nie potrafię się zabić. Wyszłam właśnie ze szpitala, dwa tygodnie temu nałykałam się tabletek. Chciałam po prostu zasnąć i już się nie obudzić, a narobiłam sobie jeszcze większych problemów, niż miałam wcześniej – wyznaje w rozmowie z konsultantem.
Jak usłyszeć, że dziecko chce się zabić?
Konsultant nie może przez słuchawkę przejść i stanąć obok dziecka. Nie wie, co tak naprawdę się z nim dzieje, nie może wykonać w jego stronę żadnego gestu. Może tylko słuchać. Poza tym dziecko zawsze może się rozłączyć, zasięg może się urwać, a telefon wyładować. To, że sytuacja jest krańcowa, trzeba usłyszeć.
Najgorsze zwiastuje rozmowa, gdy dziecko mówi mało, powoli, udziela niewielu informacji. Opowiada o cierpieniu, którego nie może już znieść i pragnieniu, by nie czuć nic. Mówi, że nie ma już siły, a samobójstwo to jedyne rozwiązanie. Konsultant pyta wprost o plan. Jeżeli dziecko ma metodę, sytuacja jest jasna. Trzeba je odwieść od samobójstwa.
Bywa jednak, że na to już za późno. Dziecko dzwoni w trakcie próby samobójczej. Wzięło leki, popiło alkoholem i nie chce być samo. To już nie jest czas na rozmowę o tym, co wywołało myśli samobójcze. Trzeba ratować życie. Konsultant musi dowiedzieć się, gdzie jest dziecko, wysłać tam pomoc i czekać na nią wraz z nim. Przez słuchawkę. Jeżeli połączenie się urywa, alarmuje policje, która ustala, gdzie jest dziecko. Na miejsce wyjeżdżają służby ratunkowe.
Jednak w krańcowych sytuacjach dzieci często mówią, gdzie są. Jeżeli dziecko siedzi w piwnicy, a w ręku ma stryczek lub nóż, konsultant próbuje je przekonać, żeby wyszło na zewnątrz. Ustalają, że karetka nie podjedzie pod dom, jeżeli to byłby dla niego wstyd. Dziecko idzie więc w umówione miejsce, a konsultant je odprowadza. Przez słuchawkę. Idą razem aż do karetki, a wtedy dziecko przekazuje telefon ratownikom. Konsultant słyszy, że się udało. Może się rozłączyć.
Dzwoni Małgosia, lat 17. - Nie wiem, jak poradzić sobie z chęcią cięcia, picia, myśli samobójczych. Nie panuje nad tym, tak samo jak nad emocjami. Czytałam, że pomagacie wielu osobom, liczę, że mi też się uda – mówi do telefonu.
Samobójstwo z rodzicami za ścianą
- Mieliśmy taką rozmowę, że w jednym pokoju była młoda osoba, która właśnie popełniała samobójstwo, w drugim byli rodzice i brat - opowiada Lucyna Kicińska. - Rodzice wiedzieli, że dziecko ma problemy, bo mówiło o nich wielokrotnie. Ignorowali zalecenia szkolnych psychologów, by wysłać dziecko na terapię.
Konsultant uznał wtedy, że dziecko nie powinno wychodzić z pokoju. Udało mu się ustalić, gdzie się znajduje i wezwać pogotowie. Gdy ratownicy weszli do pokoju, nie mieli wątpliwości, że próbowało odebrać sobie życie. Mimo próby samobójczej dziecka, rodzice konsekwentnie nie zgadzali się na jego terapię, dlatego sprawa zakończyła się ograniczeniem praw rodzicielskich.
Dzwoni Magda, lat 14. - Już w szpitalu usłyszałam od matki, że nie wie jak mogłam jej to zrobić. Teraz cały czas tylko słyszę, żebym wzięła się w garść. Pilnują mnie, jak jakąś psycholkę, żebym tylko niczego sobie nie zrobiła. A ja potrzebuję, żeby mnie ktoś zrozumiał i mi pomógł – mówi do telefonu.
Mur niezrozumienia
Problemem jest to, że dzieci często nie czują w rodzinie wsparcia. Nie chodzi nawet o to, że tego wsparcia nie ma. - Rodzice mówią nam, że gdyby ich dziecko miało problemy, to by o nich powiedziało. Z drugiej strony jest dziecko, które mówi, że jakby mama chciała wiedzieć, co u mnie, to by zapytała. Z jednej strony jest chęć pomocy, z drugiej strony chęć skorzystania z tej pomocy, a po środku mamy mur – mówi Lucyna Kicińska.
Każdego roku kilkuset polskich nastolatków próbuje odebrać sobie życie. Rok temu było ich 475, z czego 103 próby zakończyły się tragicznie. Ten rok może być jeszcze gorszy. - Często rodzice, nauczyciele, psycholodzy czy pedagodzy szkolni wzmacniają w dzieciach poczucie, że radzenie sobie z problemami w pojedynkę, niemówienie o nich, to samodzielność, a to jest samotność – ocenia Kicińska.
Dlaczego nie chcą dalej żyć?
Nie ma jednej ścieżki, która prowadzi do myśli samobójczych. Motywacje mogą być różne - problemy w rodzinie, z kolegami, wszkole. Dzieci chcą najczęściej ukrócić sobie jakiś rodzaj bólu czy cierpienia. Czują, że jest tak źle, że chcą to skończyć. To motywacja "do środka", czyli "dla siebie".
Niektóre próby samobójcze mają pokazać, jak cierpi osoba, która chciała odebrać sobie życie. Celem tych prób nie jest śmierć, lecz przykucie uwagi. Zdarzają się przypadki, w których dzieci mówią, że chcą, by ktoś po ich śmierci cierpiał. Chcą kogoś ukarać. To są motywacje "na zewnątrz".
Dzwoni Monika, lat 17. - Boję się o mojego chłopaka. On ma myśli samobójcze i plan, żeby to zrobić. Znalazł taką grupę w Internecie. Nakręcają go, żeby się zabił. Pytał, czy pojadę z nim na most… Dali mu pięć dni. Jesteście naszą ostatnią deską ratunku – mówi do telefonu.
Polskim dzieciom brakuje wsparcia. Dwa tysiące uczniów, jeden psycholog
Fundacja Dajemy Dzieciom Siłę przygotowała raport, z którego wynika, że pod względem ilości samobójstw osób niepełnoletnich Polska jest druga w Europie. Dlaczego? - Nie ma narodowego systemu ochrony zdrowia psychicznego. Bardzo ograniczony jest dostęp do psychologów w szkołach, są takie placówki, gdzie w ogóle nie ma psychologa. Czasami psycholog pracuje cztery godziny tygodniowo. Mamy mniej niż dwustu psychiatrów dziecięcych w całym kraju, a dzieci siedem milionów – wymienia Lucyna Kicińska. Telefon Zaufania ma tylko pięć stanowisk, a potrzeba przynajmniej dwudziestu, żeby obsłużyć wszystkie połączenia. Fundacji brakuje pieniędzy.
NIK również alarmuje, że dzieci i młodzież szkolna nie ma wystarczającej opieki psychologiczno-pedagogicznej. Niemal połowa szkół publicznych nie zatrudniała na odrębnym etacie ani pedagoga, ani psychologa. Średnio na jednego szkolnego psychologa przypadają niemal dwa tysiące uczniów.
Do października tego roku życie próbowało odebrać sobie 440 niepełnoletnich. 66 prób zakończyło się tragicznie. Jednak statystyki, choć i tak już dramatyczne, mogą nie pokazywać całej prawdy. - Jest też dużo samobójstw, o których nikt nic nie wie. Prób samobójczych, po których ktoś się obudził. Wydaje nam się, że stwierdzone próby samobójcze to tylko wierzchołek góry lodowej – podsumowuje Kicińska.
Historie zostały przygotowane przez konsultantów Telefonu Zaufania dla Dzieci i Młodzieży 116 111, z zachowaniem zasad anonimowości i dyskrecji. Imiona i wiek dzieci zostały zmienione, a sytuacje przedstawiono tak, by uniemożliwić identyfikację rozmówców/autorów wiadomości