Staniszkis dla WP.PL: pustka - między Gombrowiczem a Tuskiem
W sytuacji, gdy sypie się partia, a kryzys pogłębia się, racjonalnym wyjściem dla Tuska byłoby podzielenie się władzą. Wzmocnienie pozycji sekretarza generalnego (m.in. – przekazanie mu prawa zatwierdzania list kandydatów do Parlamentu Europejskiego w najbliższych wyborach) i pozostawienie w gestii premierach (i – wciąż – przewodniczącego PO) decyzji strategicznych - pisze prof. Jadwiga Staniszkis w felietonie WP.PL.
Dla Tuska byłaby to też okazja zakrzątnięcia się wokół własnej kariery w UE. Choć – moim zdaniem – będzie to kompromitacja bo Donald Tusk, zręczny w entuzjastycznej, płytkiej gadce, nie rozumie intelektualnych, zakorzenionych w wielowiekowej historii idei, zróżnicowań w Europie. I nie ma strategicznej wizji dla Europy jaką miał choćby Delors w 1989 roku. Gdyby go wtedy posłuchano, zdolności konkurencyjne UE i jej dynamika byłyby znacznie większe. I jaką ma Merkel dzisiaj, która – przez formułę „federacji w federacji” (a równocześnie wyłączenie Niemiec z zasad narzuconych innym) lokuje „właściwe istnienie” Europy w „całości” jaką jest mniejsza, (niemiecka) federacja . Traktując większą jako kamuflaż siły Niemiec. I instrument władzy.
Tusk nie ma wreszcie w sobie tak pociągającej wiary w wolność – jaką ma Cameron. I jego przekonania, że elastyczna, różnorodna UE odbudowuje swoją globalną pozycję. A wyzwania stojące przed Komisją tylko wzrosną: nawet kandydat SPD na przyszłego kanclerza Niemiec, Steinbruch, mówi o ewentualnym niemieckim referendum w sprawach europejskich.
Polska jest największym, „nowym” członkiem UE. I, niejako z rozdzielnika, pozycja szefa KE Tuskowi – w nowym rozdaniu – przysługuje. Choć, nieuchronnie, będzie wielkim rozczarowaniem.
Także dlatego, że ma on w sobie – może podświadomą – niechęć do wielkości. A równocześnie – instrumentalny stosunek do ludzi. I rodzaj – podszytej strachem – bezwzględności. I oczywiście, brak kompetencji, oprócz doraźnych zdolności manipulowania ludźmi. Te właśnie cechy Donalda Tuska, po raz enty stanęły mi przed oczami gdy czytałam (przerzucałam?!) „Kronos” Gombrowicza. Miało być olśnienie a jest – wielkie rozczarowanie. Nihilizm wynikający z totalnej obojętności – także wobec siebie wydaje się logicznym kresem drogi artystycznej, jaką wybrał Gombrowicz. Destrukcja wszelkich mitów (po wcześniejszym, karykaturalnym, ich wyartykułowaniu) , odcięcie się od wszelkich wspólnot, i transcendencji, pozostawia nudę .
Jeszcze w „Dziennikach” widać walkę o status tworzącą złudzenie energii. Te żałosne sceny w Argentynie, gdy Gombrowicz, na urlopie z banku, zajeżdza do małych miasteczek i pyta (w recepcji hotelu i/lub – lokalnym magistracie) „Czy macie tutaj jakiegoś poetę?”. Odszukuje i przedstawia się „Pisarz z Europy!”. A potem okazuje się że – oprócz niszczenia polskich mitów (czego tamten nie rozumie) – nie ma nic do powiedzenia.
W domu aukcyjnym na Nowym Świecie wisi obraz Czapskiego z 1955 roku. Scena na plaży w Rio. Ale – być może – w Buenos Aires. Gombrowicz pisze w „Kronosie” o tym spotkaniu i jakimś obrazie. Może to ten. Krwawy zachód słońca i grupka mężczyzn w garniturach pijących wino nad brzegiem morza. Wtedy Gombrowicz jeszcze istniał. W końcówce „Kronosa” już nie.