Stan wyjątkowy nie uspokoił demonstracji w Bangkoku
Mimo ogłoszonego stanu wyjątkowego w
Bangkoku tysiące demonstrantów gromadziło się w
różnych dzielnicach miasta, blokując ulice, atakując policyjne
pojazdy i lekceważąc ostrzeżenia władz.
12.04.2009 | aktual.: 13.04.2009 09:16
Dotąd nie doszło do użycia siły przez wojsko wobec demonstrantów, choć pojawiły się doniesienia, że w kierunku otoczonej przez manifestantów siedziby szefa rządu zmierza kolumna wojska, licząca ok. tysiąca żołnierzy uzbrojonych w armatki z gazem łzawiącym.
Ubrani na czerwono uczestnicy antyrządowych wystąpień od tygodni domagają się ustąpienia ekipy obecnego premiera Abhisita Vejjajivy. Manifestanci są zwolennikami Thaksina Shinawatry - oskarżanego przez rojalistów o korupcję i nepotyzm byłego potentata telekomunikacyjnego, odsuniętego od władzy w wyniku zamachu stanu w 2006 roku.
Shinawatra wezwał w niedzielę do rewolucji i powiedział, że mógłby powrócić z wygnania, by stanąć na jej czele.
Władze Tajlandii wprowadziły w niedzielę stan wyjątkowy w Bangkoku i okolicach, odpowiadając w ten sposób na zapowiedź nasilenia opozycyjnych akcji antyrządowych. Dekret o stanie wyjątkowym zabrania zgromadzeń liczących powyżej pięciu ludzi, zakazuje rozpowszechniania informacji zagrażających porządkowi publicznemu i zezwala rządowi na wezwanie wojska, by opanować niepokoje.
Krótko po tym, jak premier ogłosił wprowadzenie stanu wyjątkowego, został zmuszony do ucieczki z budynku Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, gdzie wtargnęła grupa demonstrantów.
Wystąpienia opozycji sprawiły, że w sobotę odwołano szczyt przywódców 16 krajów azjatyckich w tajlandzkim kurorcie Pattaya.
Z powodu zamieszek w Bangkoku przed podróżami do Tajlandii ostrzegły swoich obywateli Wielka Brytania, Australia, Kanada i Singapur.