Stan lekarza rannego w katastrofie śmigłowca poprawia się
Stan lekarza rannego w katastrofie śmigłowca
Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, który rozbił się na Dolnym
Śląsku, jest znacznie lepszy. Lekarze określają go jako "zadowalający".
25.02.2009 | aktual.: 25.02.2009 16:45
- Pan doktor w zadziwiającym tempie dochodzi do siebie - powiedział rzecznik Wojskowego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu Zdzisław Czekierda. Przypomniał, że ciężko ranny w katastrofie śmigłowca lekarz w niespełna tydzień od wypadku odzyskał przytomność, a niedługo potem i mowę.
Rzecznik wyjaśnił, że pacjent miał kolejny zabieg ortopedyczny. - Między innymi z tego powodu lekarz jest poddawany zabiegom w komorze hiperbarycznej, które pomagają się goić ranom urazowym - wyjaśnił Czekierda.
W środę na cmentarzu w Bolkowie (woj. dolnośląskie) został pochowany 46-letni Janusz Cygański, pilot LPR, który podobnie jak pielęgniarz 50-letni Czesław Buśko nie przeżył wypadku. Obaj pośmiertnie zostali odznaczeni przez prezydenta RP Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.
Takie samo odznaczenie otrzymał 41-letni lekarz śmigłowca - Andrzej Nabzdyk, który po wypadku zdołał nie tylko wezwać pomoc, ale i początkowo kierował akcją ratunkową.
Janusza Cygańskiego żegnał dyrektor Lotniczego Pogotowia Ratunkowego Robert Gałązkowski, który mówił o odwadze swojego pilota i jego zaangażowaniu w pracę. Opowiedział też zgromadzonym, jak rodzina pilota w kilka minut po informacji o śmierci pilota, podjęła decyzję o przekazaniu narządów do przeszczepu.
- Zadzwonił do mnie syn Janusza, który w imieniu rodziny powiedział, że tato by chciał, aby jego narządy uratowały komuś życie i oni wyrażają na to zgodę - mówił Gałązkowski. Dodał, że Cygański był ratownikiem nie tylko w pracy, ale i w domu, czego najlepszym przykładem są jego synowie.
Na kilka godzin przed pogrzebem ratownicy z LPR spotkali się w Jarostowie, gdzie 17 lutego doszło do tragedii, z dwoma młodymi mężczyznami, którzy jako pierwsi w gęstej mgle zauważyli rozbity śmigłowiec i udzielili pierwszej pomocy lekarzowi. Młodzi mężczyźni otrzymali bluzy podobne do tych, jakie noszą ratownicy oraz odznaki Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.
- Byli bardzo wzruszeni i zaskoczeni takim obrotem sprawy. W ich mniemaniu nie zrobili nic wielkiego - mówił Gałązkowski.
Śmigłowiec Lotniczego Pogotowia Ratunkowego leciał 17 lutego z Wrocławia w okolice Budziszowa do rannych w karambolu na A4, gdzie zderzyło się ok. 20 aut. Maszyna rozbiła się w okolicach Jarostowa - kilkaset metrów od miejsca karambolu i w pobliżu wiejskich zabudowań. Służby ratunkowe szukały śmigłowca ok. godziny. Maszynę od strony autostrady osłaniały drzewa, od strony wsi pagórek. Dodatkowo akcję ratunkową utrudniała gęsta mgła.
Ze wstępnych ustaleń Państwowej Komisji Badania Wypadków Lotniczych wynika, że przyczyną wypadku mogło być nagłe załamanie pogody, gęsta mgła i słaba widoczność - poniżej 10 metrów.
Prokuratura Okręgowa w Legnicy wszczęła postępowanie w sprawie katastrofy. Ma ono wyjaśnić, jak doszło do wypadku i kto ponosi za niego odpowiedzialność.