Stajnia limuzyn marszałka Mazowsza
Do czwartej już w tej kadencji limuzyny
przymierza się marszałek Mazowsza, który codziennie podróżuje do
Warszawy z Płocka. W ten sposób zajeździł trzy poprzednie
samochody - czytamy w "Gazecie Wyborczej".
11.04.2006 | aktual.: 11.04.2006 05:07
Gdy z początkiem 2002 r. Adam Struzik został marszałkiem województwa, musiał się zadowolić daewoo leganzą. Już po kilku miesiącach wojażowania trzyletnią leganzę trzeba było sprzedać z powodu "poważnego wyeksploatowania".
Marszałek i dwóch jego zastępców przesiedli się do grafitowych nissanów primera. Te padły po niespełna dwóch latach. Na początku 2004 r. marszałek Struzik przesiadł się do skody superb. Za kilka dni okaże się, czym jeździć będzie w końcówce tej kadencji. Urząd marszałkowski poszukuje bowiem dostawcy trzech nowych limuzyn.
Marszałek Struzik bije licznik codziennymi dojazdami z Płocka. Przez ostatni rok marszałkowi i jego urzędnikom udało się ustanowić rekord. W sumie przejechali 1,5 mln km - wyliczył lider opozycji w sejmiku Ireneusz Tondera (SLD).
Przejechać 1,5 mln km to tyle, co 40 razy okrążyć Ziemię albo pięciokrotnie pokonać drogę na Księżyc - przypomina gazeta.
Mobilność mazowieckich urzędników jest znana od lat - pisze dziennik. Z roku na rok liczniki ich 15 służbowych samochodów biją coraz szybciej. Plany na ten rok są jeszcze ambitniejsze. Urząd marszałkowski ogłosił właśnie przetarg na dostawę 40 tys. litrów oleju napędowego, 46 tys. litrów benzyny 95-oktanowej i 17 tys. litrów 98-oktanowej. Z taką ilością paliwa da się pokonać nawet 2 mln km.
Koszty tej podróżniczej pasji niepokojąco rosną. W zeszłym roku na paliwo wydano 400 tys. zł, na części samochodowe 135 tys. zł, na kupno nowych aut - 793 tys., na ich ubezpieczenie - prawie 200 tys., na parkingi - 59 tys. zł. Do tego trzeba doliczyć koszt zatrudnienia kilkunastu kierowców.
Marszałek Struzik i dojeżdżający z Ostrołęki wicemarszałek Janusz Kotowski (PiS) pokonują codziennie po kilkaset kilometrów. Nic dziwnego, że rocznie przejeżdżają po blisko 80 tys. km. Opozycja nawołuje, żeby się opamiętali. Zwłaszcza że urząd dysponuje własnymi hotelikami na Żoliborzu i Bielanach. Tam mogliby nocować urzędnicy spoza Warszawy - przypomina "Gazeta Wyborcza".(PAP)