Stadion Invesco Field czeka na Obamę
Już na dwie godziny przed przemówieniem
Baracka Obamy 75-tysięczny stadion Invesco Field w Denver
wypełniony jest niemal do ostatniego miejsca. Ani chwili ciszy,
tłum faluje, kołysząc się w rytm piosenki "Sunshine Today"
(Promień słońca dzisiaj)", śpiewanej prze Sheryll Crow.
To tylko jedna z gwiazd podgrzewających temperaturę przed ukazaniem się na mównicy kandydata Demokratów na prezydenta. Przedtem Will I.M z zespołu Black Eyed Peas i John Legend wykonali swoją "Yes, We Can", hymn - manifest młodych Amerykanów, którzy ulokowali swoje nadzieje w czarnoskórym senatorze z Illinois.
Przebój z szybkością błyskawicy przemknął przez Amerykę na wiosnę za pośrednictwem internetowej strony You Tube. Był przesyłany sobie nawzajem przez przyjaciół. Jest to manifest zmiany i wymarzonej epoki Ameryki "ślepej na kolory", mającej daleko za sobą przeszłość niewolnictwa i rasizmu.
Na ogromnych ekranach ustawionych na koronie stadionu film o walce Murzynów o prawa obywatelskie w latach 50. i 60. ub. wieku. Pokojowe marsze na Południu, nękane i rozpędzane przez policję. Marsz na Waszyngton w sierpniu 1963 r. pod przywództwem pastora Martina Luthera Kinga, lidera Afroamerykanów. Jego przemówienie na waszyngtońskich błoniach pod koniec sierpnia 1963 r. ze słynnym "I Have a Dream" (Mam marzenie...) zainspirowało i dało nadzieję kolejnym pokoleniom czarnych Amerykanów.
Dokładnie 25 lat temu. Dziś, podobnie jak wtedy, pogoda dopisała - słońce świeci na bezchmurnym niebie.
Przemawiał już kongresman John Lewis z Georgii, towarzysz walki pastora Kinga. Wspomina marsz w Selmie, w stanie Alabama. Byliśmy bici, oblewani wodą, aresztowani. Niektórzy zginęli - mówi. Po Lewisie na mównicę wstępuje Jeanne King, córka zamordowanego w zamachu pastora. Ziścił się sen mojego ojca - Barack jest nominowany na prezydenta. Nie z powodu swego koloru skóry, tylko treści swego przesłania! - mówi. Stadion huczy z aprobatą.
Po Jeanne, na trybunie pojawia się Martin Luther King Jr.III, syn pastora. Jestem dumny z Baracka Obamy i dumny z Ameryki, która go wybierze!. Tłum szaleje.
Przemawia Bill Richardson, pół-latynoski gubernator New Mexico. Kiedy Ameryka prowadzi dwie wojny naraz, terroryści - sprawcy ataków z 9/11 są na wolności, Iran zmierza do uzbrojenia się w broń atomową, Rosjanie są w Gruzji, Ameryka potrzebuje prezydenta, który wreszcie będzie postępował właściwie. Tym prezydentem będzie Barack Obama! - mówi.
Długie, nie milknące owacje. Prowadzący spotkanie wzywa do zbiorowego, niebanalnego aplauzu - wszyscy tupią. Cały stadion drży. Migają elektroniczne napisy "Barack Obama" okalające sektory trybun.
Za chwilę zaśpiewa Stevie Wonder, po nim Bruce Springsteen. Ameryka święci wielki dzień. Joe Biden powiedział wczoraj: To jest nasz czas. Jesteśmy gotowi.
Tomasz Zalewski