Śruta a sprawa polska
Jeśli zdrożeje mięso, będzie jasne dlaczego.
Przez idiotyczny przepis i upartego ministra. Wszystko zaczęło się
od tego, że minister środowiska uznał śruty (rozdrobnione ziarna zbóż i rośliny strączkowe) za odpad produkcyjny i wpisał je na czarną listę odpadów. Takie odpady trudno wwieźć do
kraju - pisze "Gazeta Wyborcza".
Przepis wszedł w życie w 2002 r. i od miesięcy importerzy, producenci pasz ze śrutu i Ministerstwo Rolnictwa naciskali na resort środowiska, by się wycofał.
Mimo czarnej listy śruta do Polski napływała, bo urzędy celne odprawiały ją po staremu. Ale przed tygodniem dostały nowy program komputerowy, w którym śruta jest na czarnej liście, więc przestały wpuszczać ją do kraju. Całe transporty śruty stoją na granicach - słonecznikowa na ukraińskiej, a sojowa w portach. W kraju śruta dynamicznie drożeje - informuje dziennik.
Tymczasem bez śruty nie ma paszy. Teraz popyt jeszcze wzrośnie, bo od 1 listopada obowiązuje u nas zakaz karmienia zwierząt mączkami mięsno-kostnymi. Soja jest głównym zamiennikiem mączek.
"Nigdzie na świecie nie ma tak idiotycznych przepisów jak u nas" - dziwi się jeden z większych importerów śruty.
W obronie importerów i producentów pasz, którzy łakną dziś śruty jak kania dżdżu, walczy minister rolnictwa. Wysłał już trzy listy, przekonując ministra środowiska, że śruta to pasza, a nie odpad, i że grozi nam totalna destabilizacja rynku pasz, jeśli nie wykreśli jej z listy odpadów - stwierdza "GW". (uk)
Więcej: Gazeta Wyborcza - Śrutą w płot