Środa dla WP: nowa możliwość wykorzystywania wolności
34-letni Thomas Beatie urodził córeczkę. Dlaczego on? Bo jego żona była bezpłodna. Thomas mówi, że mimo „bycia matką” nadal czuje się mężczyzną, którym jest od niedawna. Sądzę - dodaje - że pragnienie posiadania dziecka nie jest ani męskie, ani kobiece. To potrzeba ludzka. Jestem człowiekiem i mam prawo mieć biologiczne dziecko. Przypadek „mężczyzny”, który urodził dziecko wywołał ogromną dyskusję. Kościół jest oburzony, niektórzy etycy twierdzą „to igranie z ogniem”, inni mówią: spokojnie! to tylko nowa możliwość wykorzystywania wolności, związana z rozwojem nauki.
Politycy wyjechali na wakacje, nadchodzi sezon ogórkowy, musimy być więc przygotowani na to, że media, co i rusz, będą dostarczać nam podobnych sensacji. I w takich kategoriach należy traktować również historię Thomasa Beatiego. Nie stanowi on bowiem egzemplifikacji jakiegoś znaczącego zjawiska społecznego. Nie jest przecież tak, że ludzie masowo pragną zmieniać płeć i odwracać rodzicielskie role! Ale przypadek Thomasa warto potraktować jako przyczynek do dyskusji o dobru, złu i funkcjach rodziny. Bo Dlaczego niby owo macierzyństwo będąc bardzo dziwnym, ma być zarazem oceniane jako złe z moralnego punktu widzenia?
Najczęściej powtarzanym argumentem jest ten, który odnosi się do Natury i jej porządku. To nienaturalne! – powiedzą jedni. Rzeczywiście sprawa nas szokuje, ale chyba niewiele więcej niż onegdaj egipskich chłopów zaćmienie słońca lub później – sekcje zwłok, pierwsze loty samolotem, transplantacje czy eksperymenty genetyczne. Trudno w ogóle dzisiaj mówić co jest, a co nie jest zgodne z naturą, rozumianą w sensie biologicznym, wszak plomby w zębach, rozruszniki w sercach i satelitarny przekaz informacji, z którego korzystamy codziennie nie mają charakteru naturalnego i naturze wręcz urągają.
Być może więc, jak powiedzą inni, coś jest złe, bo jest niezgodne z prawami naturalnymi ustanowionymi przez Boga? Tu jesteśmy na pewniejszym gruncie, choć nie do końca, wszak prawa naturalne dotyczące małżeństwa ustanowione przez Boga i objawione w Starym Testamencie są zupełnie inne niż te, które - poprzez pośrednictwo św. Pawła - docierają do naszych czasów promując monogamię. Zresztą Kościół, wiele rzeczy, zwłaszcza związanych z rozwojem nauki, potępiał, grożąc nieszczęściami piekła i relatywizmu, a potem sam chętnie z nich korzystał. Trudno mi zresztą uznać autorytet Kościoła czy Watykanu w sprawach rodziny, zwłaszcza, że sama wiara katolicka ufundowana jest na dogmacie o niepokalanym poczęciu, którego niezwykłość jest znacznie bardziej oczywista niż przypadek Thomasa Beatiego, a Watykan, czyli państwo o zerowym przyroście naturalnym, w sprawach rodziny, kompetencji wielkich mieć nie może.
Zresztą jeśli przyjrzeć się samej rodzinie, czy w ramach nauczania Kościoła czy poza nim, jej forma jest niesłychanie zmienna. Tak zwana „tradycyjna rodzina” to wymysł społeczeństwa kapitalistycznego, które trwa zaledwie dwieście lat. Rodzina zmienia się i nie jest powiedziane, że tak zwana „tradycyjna” jest lepsza niż „zmodyfikowana”. Z punktu widzenia różnych systemów etycznych, zło pojawia się tam, gdzie jest krzywda i cierpienie, a niekoniecznie tam, gdzie występuje odstępstwo od powszechnie uznawanej normy. W końcu rodzina jest cenna nie dlatego, że spełnia jakiejś tradycyjne wymogi, ale dlatego, że zapewnia jej członkom miłość, możliwości rozwoju i poczucie bezpieczeństwa. A w jakiej konfiguracji spełnia te funkcje to jest chyba sprawą drugorzędną. A może nie? Warto o tym rozmawiać.
Magdalena Środa specjalnie dla Wirtualnej Polski