"Sprintem" po głosy. To dlatego Mentzen ucieka z wieców
"Nieważne, jak mówią, byle mówili" - wychodzi z założenia sztab Sławomira Mentzena. Kandydat Konfederacji na prezydenta i jego "sprinty" po wiecach wyborczych są wiralami w sieci. To nie przypadek, ale wyreżyserowana kampanijna akcja.
Ubiegły tydzień. Sieć obiega filmik, na którym Sławomira Mentzena gonią nastolatkowie z plecakami. Nie dobiegną do swojego idola - polityk Konfederacji wyprzedzi ich, zniknie za drzewami i za chwilę ruszy swoim kampanijnym pojazdem na kolejne spotkanie wyborcze, do kolejnego miasta.
Niektórzy do filmiku, który stał się wiralem w sieci, dołączają muzykę z Benny Hilla, bo obrazek jest komiczny. Szkopuł w tym, że sytuacja powtarza się w kolejnych dniach (w Tomaszowie Lubelskim, Kościanie i innych miastach). "Sprinty" Mentzena to bowiem nie przypadek, a wyreżyserowana kampanijna akcja.
Cel? Uniknąć dziennikarzy, prowokacji, kontrmanifestacji i... korków. Jak tłumaczą w Konfederacji, każde spotkanie Mentzena to nawet kilka tysięcy zwolenników i zablokowane centrum miasta.
- Sławek nie wydostałby się na kolejne spotkanie, gdyby nie te sprinty. Ludzie chcą zdjęć, oblegają go, nacierają na samochód, dlatego on po prostu musi uciekać - twierdzi jego współpracownik.
Kandydat Konfederacji odbywa kilka spotkań dziennie (a właściwie: występów, bo nie rozmawia tam z wyborcami, robi tylko zdjęcia, i to nie zawsze). Czasami są to trzy-cztery wystąpienia w jeden dzień, czasem sześć, a wkrótce będzie nawet osiem (w weekendy).
Jak tłumaczy to Mentzen? - Wszystko mamy dopięte do ostatniej minuty. Często muszę uciekać o dokładnie jednej godzinie z jednego miejsca, wtedy tak znikam nagle, by w 15-20 minut później pojawić się w zupełnie innym mieście - mówił w jednym z wywiadów.
Kandydat Konfederacji gromadzi na spotkaniach tłumy. Nie rozmawia jednak dłużej z wyborcami, udział w wydarzeniu ogranicza do wystąpienia na scenie, ewentualnie zdjęć po.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Skandal w rządzie. Szejna unika odpowiedzi. "Nie krytykujemy siebie"
Mentzen powtarza te same przemówienia, ale wywołuje aplauz i zainteresowanie. Dziennikarzy - których nie poważa - unika. Nie chce skonfrontować się ze swoimi przeciwnikami, nie chce odpowiadać na pytania wyborców. - Nie chce nadziać się na prowokacje albo tłumaczyć się z jednego pytania i odpowiedzi przez kolejne dwa tygodnie - tłumaczy jeden z konfederatów.
Sposób? Ucieczka.
Na nagraniach widać, że dziennikarze próbują biegnącemu Mentzenowi zadać pytanie, ale ten się irytuje i zbywa ich: "nie widzi pan, że się spieszę?". Kandydatowi Konfederacji pomagają ochroniarze z prywatnej firmy wynajmowani przez partię.
Konfederaci nie uważają jednak, że filmiki z Mentzenem szkodzą mu wizerunkowo. Przeciwnie. Twierdzą, że im jest o nich głośniej i im częściej są wyświetlane, tym lepiej. Mentzen ma dzięki nim zyskiwać sympatię, bo - jak tłumaczą w jego otoczeniu - "wyborcom to się podoba" i "jest zabawne, z dystansem".
Mentzen wcześniej kończy wystąpienie, idzie na tył sceny i po prostu znika. Biegnie około 200 metrów i jest już w samochodzie. - Zanim ktoś się połapie, Sławka już nie ma - mówi konfederata.
Mentzen na swoim kanale na YouTube sam przyznaje, że jego biegi mogą wyglądać "niepoważnie". Tłumaczy jednak, że nie chce spóźniać się na kolejne wystąpienia w kolejnych miastach i nie chce przeszkadzać mieszkańcom miejscowości, w których organizuje kolejne wydarzenie. Przyznaje, że jedynym sposobem faktycznie jest sprint, by w 2-3 minuty dostać się do samochodu zaparkowanego w bocznej uliczce.
"Taktyka" Mentzena jest już rozgryziona, zatem trudniej będzie mu ją powtarzać. - Sławek musi też uważać na achillesy - żartuje jego współpracownik.
Michał Wróblewski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: michal.wroblewski@grupawp.pl