Spray w złotych ramach
Pewnej nocy na wybiegu dla pingwinów w zoo umieścił transparent: „Nie mamy już ochoty na ryby”. Tego typu wygłupy zapewniły Banksy'emu sławę tajemniczego artysty-prowokatora i krociowe dochody.
02.04.2007 | aktual.: 02.04.2007 17:04
W domu aukcyjnym Sotheby’s w londyńskiej dzielnicy Hammersmith rozpoczyna się licytacja siedmiu prac Banksy’ego. Czy on sam jest na niej obecny? Czy najlepiej opłacany w świecie artysta graffiti nie stoi przypadkiem za naszymi plecami, przyglądając się, jak licytowane są jego dzieła? Może to jeden z wysportowanych facetów opierających się o ścianę? A może ten gość w bejsbolówce?
Na nazwisko ma Banks. I właściwie to jedyne, co o nim wiadomo. Nikt nie wie, jak wygląda, nie ma nawet pewności co do jego imienia. Robert Banks? Robin Banks? Podobno pochodzi z okolic Bristolu i ma 32 lata. Jego rodzice wciąż żyją w przekonaniu, że pracuje jako dekorator wnętrz. Także koneserom sztuki znany jest jedynie pod pseudonimem Banksy. Właśnie te sześć liter zapewnia mu pełną anonimowość, konieczną w nielegalnej działalności grafficiarza, ale i gwarantującą autentyczność, która stanowi fundament jego kariery. Ta rozpoczęła się na początku lat 90., kiedy to Banksy zaczął ubarwiać miejską przestrzeń mniej lub bardziej politycznie nacechowanymi szablonami graffiti. To jednak ledwie wstęp do artystowskiej partyzantki w jego wydaniu, na którą składa się szereg jednorazowych prowokacji balansujących na pograniczu sztuki. Pewnej nocy Banksy przedostał się na wybieg dla pingwinów w londyńskim zoo, gdzie umieścił transparent: „Nie mamy już ochoty na ryby”. Innym razem na teren Disneylandu wniósł nadmuchiwaną
lalkę w kajdankach i pomarańczowym kombinezonie i postawił ją tuż przy torze kolejki górskiej. W ten sposób odwiedzający przez kilka chwil mogli odnieść wrażenie, że stoi przed nimi więzień z Guantánamo. Jego dziełem są także rysunki na murze oddzielającym Izrael od Autonomii Palestyńskiej, przedstawiające dzieci wykuwające dziury w betonie.
15 minut anonimowości
Sławę przyniosły mu jednak przede wszystkim wyjątkowo spektakularne akcje przemytnicze, w trakcie których do galerii i muzeów Banksy wnosił swoje własne wersje słynnych dzieł sztuki. I tak do paryskiego Luwru trafiła Mona Lisa z emotikonowym uśmiechem, zaś do Tate Britain krajobraz w stylu Johna Constable’a, uzupełniony o policyjną barykadę, tak że z sielskiej idylli obraz zamienił się w miejsce zbrodni. Zasoby British Museum wzbogaciły się z kolei o malowidło ścienne, które przedstawiało zabitego bawołu oraz mężczyznę pchającego sklepowy wózek. Zanim żart wyszedł na jaw, dzieło wisiało ponad tydzień wśród oryginalnych jaskiniowych malowideł z czasów prehistorycznych. Ostatecznie British Museum wykazało się niebanalnym poczuciem humoru – podróbka dzieła sztuki z okresu początków ludzkości trafiła bowiem na stałe do zbiorów muzeum.
Alexander Menden
Pełna wersja artykułu dostępna w aktualnym wydaniu "Forum".