Sprawdź, czy mógłbyś sprzedawać buty
Sztuka sprzedaży buta
Czym właściwie kierują się szefowie, formułując oczekiwania na wyrost, lub niezwiązane z konkretną pracą? Jedna z dużych sieci sprzedających obuwie w ogłoszeniu zamieściła test. Kto chce aplikować, powinien go wypełnić, by sprawdzić, czy ma szanse na zatrudnienie. Na każde z pytań można odpowiedzieć twierdząco lub przecząco. Im więcej odpowiedzi „tak”, tym większe prawdopodobieństwo, że kandydat się nadaje. Rośnie szansa, że po otrzymaniu CV firma oddzwoni i zaprosi go na rozmowę.
W teście można znaleźć pytania standardowe. O doświadczenie w pracy, umiejętność obsługi kasy fiskalnej czy dyspozycyjność. Obok nich znalazły się jednak inne. Wynika z nich na przykład, że dobrze byłoby, aby sprzedawca, oferując obuwie, promieniował optymizmem. Podając łyżkę lub przekonując, że skórzany but „się rozejdzie”, powinien emanować entuzjazmem. Wskazane jest, aby, przynosząc nową parę z zaplecza, poruszał się szybko i dynamicznie. Przy wykonywaniu tych czynności powinien być też zmotywowany wewnętrznie. Praca w sklepie powinna być dla niego źródłem nieustającej przyjemności i satysfakcji.
Idealny świat handlu
Czego nie można odmówić tego typu oczekiwaniom, to dobrych intencji. Twórcy testu wyobrazili sobie zapewne świat idealny. W świecie takim sprzedawcy nie mają innych celów, jak tylko doskonalenie się w sprzedawaniu. Klienci chcą być coraz lepsi w kupowaniu. W dodatku ani jedni, ani drudzy nie miewają złych dni, zmartwień oraz kaprysów. Jak to się ma do rzeczywistości – możemy często ocenić sami, kupując buty, odzież czy inne towary. Sprzedawcy, co prawda, bardzo szybko dopadają do nas pytając, w czym mogą pomóc. Na tym etapie znajomość technik sprzedaży pozostaje jeszcze bez zarzutu. Ich zainteresowanie, entuzjazm i „nastawienie na realizację celów sprzedażowych” jednak bardzo szybko się wyczerpuje.
Po drugim, trzecim zadanym pytaniu kupujący przekonuje się, że głębsze tajniki obsługi pozostają jednak sprzedawcy nieznane. Zainteresowanie potrzebami klienta spada. Bardzo szybko z kategorii „klient pożądany” zostaje on przeniesiony do kategorii „klient upierdliwy”. Natomiast twarz sprzedawcy, zamiast optymizmu i „satysfakcji z zawarcia nowej znajomości”, wyraża już tylko znudzenie i pytanie: „kiedy on wreszcie sobie pójdzie?”. Wymagania szefów – dziwne czy zwyczajne?
Oczekiwania pracodawców, które mogą zdumiewać przyszłych pracowników, to zresztą temat szerszy. Nie dotyczy on wyłącznie sprzedawców, można się z nim zetknąć w wielu branżach. Może się na przykład okazać, że szef od przyszłej sekretarki będzie oczekiwał umiejętności jazdy samochodem. Inny znów zapyta magazyniera o jego znajomość języków obcych. Nierzadko też zdarza się, że wymagania formułowane wobec kandydatów są sprzeczne. Przyszły pracownik powinien mieć np. nie więcej niż 25 lat i posiadać bogate zawodowe doświadczenie. Jak to pogodzić?
Ale nie brakuje też opinii, że większość tego typu kontrowersyjnych oczekiwań można w jakiś sposób wytłumaczyć. – Nie należy brać szefa za nieznającego życia dziwaka, jeśli nie wiemy nic o profilu działalności jego firmy – podkreślają pracodawcy. Może się przecież zdarzyć, że sekretarce przyda się umiejętność prowadzenia auta, a nawet więcej – usprawni to i ułatwi jej pracę. Magazynier, wbrew pozorom, może „być narażony” na kontakty z obcokrajowcami. Zdarza się też, że dziwne oczekiwania to skutek braku precyzji w sformułowanym ogłoszeniu. Jest on wynikiem małej sprawności językowej osoby sporządzającej anonse, ale niekoniecznie musi wiązać się z „dziwacznością” firmy czy nieżyciową postawą szefa.
Pytanie o ciążę – co za nim stoi?
Istnieją reguły, których pracodawcom w świetle prawa naruszać nie wolno. Nie mogą na przykład oczekiwać od kandydata określonych zapatrywań religijnych ani orientacji seksualnej. Niedopuszczalne jest też wymaganie, by kandydatki zdeklarowały się co do zamiaru założenia rodziny czy zajścia w ciążę.
Ale to ostatnie zachowanie również można próbować usprawiedliwić. Jeśli szef pyta o plany dotyczące dzieci, może to znaczyć, że widzi kandydatkę jako kogoś nie do zastąpienia. Kogoś, kto mógłby pełnić odpowiedzialną, wręcz kluczową funkcję w firmie. W ślad za tym idą – w domyśle – wysokie zarobki i pewność zatrudnienia. Z punktu widzenia szefa, pytanie o przyszłe dzieci może się więc wydawać konieczne. Problem w tym, jak je zadać, by nie urazić drugiej osoby? To w ogóle problem pracodawców: jak sprawić, by praca w firmie już na etapie wstępnych rozmów czy testów nie wydała się kandydatom bez sensu?
Tomasz Kowalczyk