"Spot o Iraku pomoże LPR wejść do parlamentu"
Spot LPR o udziale polskich żołnierzy w
wojnie w Iraku i misji w Afganistanie może pozwolić LPR
przekroczyć próg wyborczy - uważa politolog Marek Migalski z
Uniwersytetu Śląskiego.
14.10.2007 | aktual.: 14.10.2007 21:41
Na pewno nie zaszkodzi LPR ten spot, a może pomóc - ocenił. Ten filmik zwiększa szanse, na przekroczenie 5-procentowego progu wyborczego dla partii politycznych, które wchodzą do Sejmu - uważa politolog. To może być ten komunikat, który może trafić do niezdecydowanych, do tych, którzy jeszcze nie podjęli decyzji albo wahają się, czy np. poprzeć PiS, bo tam też przecież jest wielu przeciwników obecności w Iraku, czy LPR- powiedział.
W jego ocenie, gdyby w najbliższych dniach doszło do nieszczęścia i w Iraku lub Afganistanie zginął jakiś polski żołnierz, to wielokrotnie zwiększyłaby się siła rażenia tej reklamówki.
Po prezentacji spotu w niedzielę Giertych mówił, że w wyborach liczy na 10% głosów.
Migalski powiedział, że w ocenie politologa, z punktu widzenia marketingu politycznego spot to majstersztyk. To perfekcyjne, z punktu widzenia dotarcia do swojego elektoratu, ale też pozyskania innego elektoratu - mówił Migalski.
Spot bardzo trafnie odwołuje się do ważnej dla Polaków sprawy; Polacy w większości opowiadają się przeciw obecności naszych wojsk w Iraku. Porównując dotychczasowe poparcie dla LPR - kilka procent - i poparcie dla wycofania wojsk - ok. 70% - widzimy, że LPR może tu tylko zyskać, nic nie traci. Może w ten sposób poszerzyć krąg swoich wyborców - uważa naukowiec.
Poza tym, spot bezspornie jest prawdziwy - LPR rzeczywiście zawsze była przeciw wysyłaniu polskich wojsk do Iraku. No może, poza okresem, gdy współrządziła - wtedy nie przeszkadzało jej, że współrządzi z partią, która udział w wojnie irackiej popiera. Werbalnie wtedy również opowiadali się przeciw, ale będąc w rządzie razem z Samoobroną, która też była przeciw, w praktyce nic nie robili, by tę sprawę rozwiązać - mówił Migalski. Ale o tym, w reklamówce nic nie ma, więc potencjalny wyborca nie musi o tym wiedzieć - dodał.
Prawdziwy jest też fragment, że SLD, PiS i Platforma popierały i nadal popierają udział w tej wojnie - zwraca uwagę Migalski. Można się domyślać, że rzeczywiście, jeśli Platforma wygra wybory, to nic w tej sprawie nie zrobi, bo jej stosunek do Amerykanów jest podobnie jak PiS - pozytywny - mówił.
Kolejnym plusem spotu LPR w ocenie Migalskiego jest jego emocjonalny przekaz. Ta reklamówka jest po prostu emocjonalna, jej się nie da nie oglądać, bo to jest dynamiczne, to jest krwawe, to jest emocjonalne, a w ten sposób dociera się do wyborców. Nie opowieściami na zielonej trawce, tylko czymś, od czego nie można oderwać wzroku, czymś, co nas może nawet irytuje, ale jednak przyciąga uwagę - powiedział. W jego ocenie negatywnie etycznie należy oceniać w spocie "delikatny element antyżydowski" - pokazanego w jarmułce wśród Żydów przy Ścianie Płaczu prezydenta Lecha Kaczyńskiego, obraz poprzedzony napisem "sojusznicy"._ To ma sugerować, że w istocie Kaczyński jest sojusznikiem Żydów. Taki zabieg jest naganny moralnie, ale politolog musi ująć to tak, że jest to przede wszystkim skuteczne politycznie_ - ocenił naukowiec.
Po pierwsze nie da się temu wytoczyć żadnego procesu, bo nie ma tam słowa o antysemityzmie. To tylko gra skojarzeń - słowo sojusznik, prezydent w jarmułce i Żydzi wokół - taka sugestia, że prezydent stał się w istocie zakładnikiem interesów Izraela, a nasi żołnierze giną w interesie Stanów Zjednoczonych i Izraela - analizował.
To naganne etycznie, ale skuteczne politycznie. Część elektoratu może czuć się usatysfakcjonowana i do niej może przemówić tego typu sugestia - dodał.
W zaprezentowanym w niedzielę spocie LPR, który od poniedziałku będzie emitowany w mediach, obok zdjęć z wojny w Iraku - obrazu czołgów, widoku z uzbrojonego helikoptera, tłumu Irakijczyków, pojawiają się: Leszek Miller, który jako premier z trybuny sejmowej mówi: "Ta decyzja służy naszym narodowym interesom" i obecny premier Jarosław Kaczyński, który stwierdza: "Ta wojna jest również naszą wojną". Czerwony podpis pod nimi brzmi: "Oni chcieli wojny".
Po obrazach płonącego samochodu i przenoszonego rannego człowieka, z trybuny sejmowej Roman Giertych mówi: Razem wysłaliście wojska do Afganistanu i Iraku - Platforma, SLD i PiS. Podpis jest biały i mówi: "LPR przeciw wojnie".
Potem pojawiają się zdjęcia z wizyt zagranicznych prezydenta Lecha Kaczyńskiego z czerwonym podpisem: "Sojusznicy". Uśmiechnięty L. Kaczyński z prezydentem Stanów Zjednoczonych George'm Bushem, następnie - prezydent Kaczyński w jarmułce uśmiecha się wśród Żydów pod Ścianą Płaczu w Jerozolimie.
Kolejne obrazy towarzyszą czerwonemu podpisowi: "Wystawili ludzi na atak" - wybuchająca mina, zbiegowisko ludzi po wybuchu, przenoszony ranny na kocu, grupa polskich żołnierzy niosąca trumnę przykrytą biało-czerwoną flagą. Lektor mówi: To naród będzie ponosić ofiary, niech więc naród zdecyduje. Na tle zarysu żołnierza w hełmie i z wycelowanym karabinem pojawia się biały napis: "Polacy nie chcą wojny". Towarzyszy mu wezwanie, by głosować na LPR.