Spór o Kanał Raduni
Ruszyło się w sprawie Kanału Raduni. Po roku kłótni o to, kto jest zarządcą obiektu, do głosu doszło Ministerstwo Środowiska. Problem w tym, że opinia resortu zamiast rozwiązać problem, prawdopodobnie poskutkuje rozwinięciem się konfliktu. Zdaniem ministerstwa to starostowie Pruszcza i Gdańska powinni dbać o zabezpieczenie kanału przed zniszczeniem lub uszkodzeniem.
15.09.2004 | aktual.: 15.09.2004 08:08
Koszty utrzymania powinny natomiast ponieść podmioty, które z niego korzystają, a więc marszałek pomorski oraz samorządy gminne. Szczegóły strony powinny ustalić w porozumieniu. Czy do niego dojdzie? - Myślę, że jeszcze długo nie poznamy zarządcy kanału - podsumował Janusz Wróbel, burmistrz Pruszcza.
- Zapowiada się na dalszy spór. A wszystko to pokazuje ogromny bałagan prawny w naszym kraju. Już teraz władze Pruszcza zapowiadają, że wystąpią z własnym zapytaniem, tylko że dla odmiany do Ministerstwa Infrastruktury. - Kanał powinny utrzymywać podmioty, które na to stać. My nie mamy ani odpowiednich służb ani dotacji, więc jak mamy to robić - mówi Ryszard Świlski, wicestarosta Pruszcza. Również władze Gdańska nie zgadzają się ze stanowiskiem ministerstwa. Katarzyna Włodkowska Gdańsk.
Pruszcz może zapłacić prawie 600 tys. zł za spór urzędników o kanał Roczna kłótnia, droga kłótnia Zdaniem Szczepana Lewny, wiceprezydenta Gdańska ds. gospodarki komunalnej, opinia ministerstwa pozostaje w sprzeczności z innymi aktami prawnymi. - Ale nie znaczy to, że uciekamy przed porozumieniem i partycypowaniem w kosztach utrzymania kanału - dodaje wiceprezydent. - Wiemy, że administrowanie obiektem kosztuje. Również Kazimierz Klawiter, wicemarszałek województwa deklaruje udział w kosztach utrzymania, jednak - jak zaznacza - na tyle, na ile jest to zadaniem marszałka. A takowe Urząd Marszałkowski ustalił na pięć procent, co może być kolejnym polem do konfliktu. Także władze Pruszcza godzą się na zapłatę za użytkowanie.
Nikt jednak nie chce być gospodarzem obiektu. Cezary Dąbrowski, wojewoda pomorski, zapowiedział, że w najbliższym czasie zainicjuje spotkanie zainteresowanych stron. - Opinia ministerstwa zmieniła sytuację - mówi Jarosław Maciejewski z biura prasowego Urzędu Wojewódzkiego w Gdańsku. - Teraz należy ustalić obowiązki wszystkich stron. Kosztowne kłótnie Tymczasem, jeżeli ta sytuacja będzie trwać dłużej, Pruszcz może przypłacić to niebagatelną kwotą 574 tysięcy złotych. A to dlatego, że w 2001 roku gmina otrzymała dotację z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska na modernizację kanału. A teraz biorąc pod uwagę, że ustalenie administratora obiektu jest niemożliwe, gminie grozi zwrot pieniędzy. - Nie mamy po prostu komu przekazać inwestycji - mówi Maria Niderla, skarbnik Miasta Pruszcz. A Janusz Wróbel, burmistrz Pruszcza dodaje: - Najgorsze jest to, że w całej tej sprawie mówimy przecież o kilkudziesięciu tysiącach ludzi mieszkających w okolicach kanału.
Kawał czasu Gospodarza kanału brak w wyniku decyzji ministra spraw wewnętrznych i administracji z września ubiegłego roku. W ślad za nią opieka nad obiektem przestała być obowiązkiem miasta, a stała się Skarbu Państwa, co zapoczątkowało trwający do dzisiaj spór. Wojewoda uznał, że w takim układzie zarządcą jest marszałek. Ten jednak nie chciał się na to zgodzić, powołując się na ekspertyzy prawne, dodając, że opiekę nad kanałem powinni sprawować starosta powiatu gdańskiego oraz prezydent Gdańska.
Nie trzeba już chyba dodawać, że ci absolutnie tego poglądu nie podzielili. I w ten oto sposób mija właśnie rok, od kiedy kanał Raduni - bezpośrednia przyczyna tragicznej powodzi sprzed trzech lat - nie ma zarządcy. Duża kasa Po powodzi w 2001 roku Gdańskie Melioracje opracowały program inwestycyjny "Zabezpieczenie przeciwpowodziowe miasta Gdańska od wód ze zlewni Kanału Raduni". Koszt prac wyceniono na 157 mln zł, mają one potrwać 10 lat. Bieżące utrzymanie kanału kosztuje 500 tys. zł rocznie.
Katarzyna Włodkowska