Spółki kominiarzy

W USA, by dołączyć do grona multimilionerów, menedżer musi zapewnić godziwy zysk akcjonariuszom, którzy go wynajęli. W Polsce zaś zarobki szefów spółek giełdowych mają się często nijak do wyników zarządzanych przez nich przedsiębiorstw, bo na wciąż jeszcze płytkim rynku rodzimych menedżerów średni okazują się najlepsi.

17.05.2004 | aktual.: 17.05.2004 07:16

9,3 mln zł zarobił w ubiegłym roku Bogusław Kott, lider przygotowanej przez "Wprost" listy najlepiej zarabiających prezesów polskich spółek giełdowych. Łącznie dziesięciu najlepszych na naszej liście odebrało z kasy w 2003 r. 42,1 mln zł. To o ponad jedną trzecią (12,7 mln zł) więcej niż rok wcześniej. W czołówce rankingu, z zarobkami przekraczającymi 4 mln zł, zadebiutowali: Zbigniew Drzymała, prezes, a zarazem właściciel kontrolnego pakietu akcji firmy Inter Groclin Auto, oraz Zbigniew Wróbel, prezes PKN Orlen. W 2002 r. trzy spośród dziesięciu spółek zarządzanych przez najlepiej opłacanych menedżerów odnotowały stratę; rok 2003 już tylko jedna zakończyła na minusie, a łączny zysk zwiększył się z 1,74 mld zł do 3,56 mld zł. Jest to głównie zasługa rekordowego wyniku Orlenu (1,1 mld zł zysku) i wyjścia na plus BRE Banku (5 mln zł zysku w 2003 r. wobec 380 mln zł straty w 2002 r.). Bank Millennium i Bank Handlowy, które wydały najwięcej na opłacenie zarządów, jednocześnie przyniosły swoim udziałowcom
największe straty, przekraczające jedną piątą zainwestowanego przez nich kapitału.

W Polsce od trzech lat, niezależnie od sytuacji gospodarczej i kondycji finansowej przedsiębiorstw, zarobki szefów stale rosną. Amerykanie traktują jawność zarobków z jednej strony jako gwarancję uczciwości prezesów, z drugiej - jako motywację do pracy dla innych menedżerów. W zeszłym roku Richard Grasso, szef nowojorskiej giełdy, musiał odejść z firmy, ponieważ próbował zataić informację, że miał zarobić 140 mln USD rocznie.

Apanaże amerykańskich menedżerów są ściśle powiązane z wynikami firm, którymi kierują. Reuben Mark, prezes Colgate-Palmolive, w 2003 r. zarobił aż 141,1 mln USD. To efekt jego umowy z radą nadzorczą sprzed 10 lat. Aby Mark mógł otrzymać jakąkolwiek premię, wartość akcji firmy musiała jednak wzrosnąć w tym czasie co najmniej o 80 proc. (wzrosła o 286%). W nagrodę za doskonałe wyniki Reuben Mark mógł zrealizować tzw. opcje na akcje, czyli korzystnie kupić udziały w firmie, którą kieruje. W Polsce taki system wynagradzania należy do rzadkości. Tymczasem z przeprowadzonych w USA badań firmy Watson Wyatt wynika, że im więcej udziałów w firmie ma prezes zarządu, tym więcej zyskują akcjonariusze. Potwierdza to przykład Zbigniewa Drzymały, właściciela 70% udziałów w firmie Inter Groclin Auto, który powiększył kapitał akcjonariuszy w 2003 r. o 68%! Na wprowadzeniu jawności i rynkowych zasad zyskają więc zarówno akcjonariusze, jak i prezesi. Tyle że ci ostatni wtedy, gdy na to zapracują.

Jan Piński, Sergiusz Sachno

Źródło artykułu:Wprost
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)