"Śpij nasz aniołku". Tak pożegnali 11‑letniego kolegę
11-letni Paweł i Jakub w środę wracali ze szkoły do swoich domów. Towarzyszyły im dwie koleżanki. Wspólnie maszerowali ulicą bez chodnika. Kilkadziesiąt metrów przed domem w chłopców wjechała 78-latka. Paweł zginął na miejscu. Oto, jak pożegnali go koledzy z klasy. Ich gest chwyta za serce.
13.10.2023 16:46
Tragiczny wypadek w Humniskach (wieś w woj. podkarpackim) wstrząsnął mieszkańcami. Grupa dzieci szła poboczem, wracała ze szkoły, gdy w 11-letnich chłopców wjechał osobowy opel. - Nawet nie hamował - mówią o zdarzeniu policjanci.
Pojazd w pierwszej kolejności uderzył w Pawła, który nie miał szans na przeżycie. Zginął na miejscu. Jego kolega Kuba z poważnymi obrażeniami trafił do szpitala. Towarzyszące im dziewczynki miały więcej szczęścia. Nie odniosły żadnych obrażeń.
"Śpij nasz aniołku". Tak pożegnali 11-letniego kolegę
Dzieci uczęszczały do Szkoły Podstawowej im. Królowej Jadwigi w Humniskach. Tragedia pogrążyła placówkę w żałobie. Tragiczna śmierć 11-letniego Pawełka jest tam głównym tematem. Jak poinformował "Super Express", tablica z imieniem szkoły została przybrana czarnym kirem. Żałobna wstążka zawisła też na fladze przed budynkiem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Koledzy z klasy Pawełka przygotowali natomiast specjalny plakat, na którym znalazło się czarno-białe zdjęcie tragicznie zmarłego 11-latka. "Śpij nasz aniołku" - napisano na sporych rozmiarów kartce. Plakat podpisały dzieci z klasy 5A i 5B, które jeszcze kilkadziesiąt godzin wcześniej siedziały na tych samych zajęciach z chłopcem.
W miejscu wypadku pojawiły się znicze, ktoś zostawił też maskotkę w kształcie serca z napisem "Kocham cię". - Jeden z chłopców miał leżeć zakrwawiony na ziemi, drugi był rzucony o siatkę - tak wypadek opisał "Faktowi" jeden z mieszkańców wsi.
Samochodem marki Opel, kierowała 78-letnia kobieta z sąsiedniego powiatu krośnieńskiego. Jechała wraz z pasażerem. W pewnym momencie zjechała rozpędzonym autem na pobocze prosto w grupę dzieci. Po przesłuchaniu seniorka wróciła do domu. Nie ma na razie postawionych zarzutów. Grozi jej do 8 lat więzienia.
Lokalni mieszkańcy twierdzą, że tragedii można było uniknąć. Na drodze, na której doszło do wypadku, nie ma chodnika, progów zwalniających ani radaru. Dziadek poszkodowanego Kuby powiedział "Faktowi", że w przeszłości prosił o poprawę bezpieczeństwa na feralnej ulicy. Nikt nie chciał go jednak słuchać.
Czytaj także: