Śpiewajmy śmiesznie, lecz ze smętkiem w tle
Śpiewajmy śmiesznie, lecz ze smętkiem w tle; w duchu pantomimy, ale z prawdziwie dekadencką zadumą. Oto melodia z "Kawalera srebrnej róży", opery komicznej Richarda Straussa w trzech aktach.
26.09.2005 | aktual.: 26.09.2005 08:17
Wielkie dzieło, które kompozytor pisał w kwiecie wieku, znalazło swe równie dojrzałe artystycznie odbicie w wykonaniu międzynarodowego zespołu na scenie Opery Bałtyckiej. Doskonała była Beela Müller (sopran) w roli Marszałkowej. Jej kreacja każe podziwiać niesłychaną kulturę muzyczną, miękkie i delikatne prowadzenie frazy, wspaniałe wyczucie melodii tej niełatwej dla śpiewaków opery.
Dorównującą jej partnerką, kontrastującą jednak z Müller w typie ekspresji i brzmienia, była Rita Lucia Schneider, mezzosopran (rola hrabiego Rofrano, tzw. "partia spodenkowa", czyli rola mężczyzny - chłopca, grana przez kobietę). Piękna, bardzo ilustracyjna i nowatorska w zakresie użytego materiału dźwiękowego muzyka Straussa sama w sobie jest zaletą tego przedstawienia z ducha Mozarta.
Dobry poziom wykonawczy i wyrównana obsada wokalistów to kolejny plus wrześniowej premiery w Operze Bałtyckiej. Kondycji śpiewaków przeciwstawić można słabsze niż zazwyczaj przygotowanie orkiestry, zwłaszcza we fragmentach towarzyszących duetom Marszałkowej i hrabiego Rofrano. Trudno to tłumaczyć faktem, iż muzyka Straussa jest arcytrudna dla wykonawców. Owszem, rozbudowana chromatyka i śpiewność frazy zapewne wymagają świetnego zgrania muzyków. Szkoda, że tego zabrakło, tak we wstępie, jak również w 1 i 2 akcie. Bo jednak muzyka jest w tym spektaklu elementem dominującym. Anna Gromnicka
Narodzinom "Kawalera srebrnej róży" towarzyszyliśmy od chwili wejścia widowiska w fazę prób zbiorowych, chociaż jeszcze samotna Anna Mikolon grała za całą orkiestrę, aktorzy śpiewali w prywatnych ubraniach, a peruki były w połowie gotowe. Obejrzeliśmy także obie premiery, każda w innej obsadzie głównych ról tudzież pod inną batutą. Stopniowo dochodziliśmy do wniosku, że największą trudność w tej operze stanowi połapanie wszystkich nici i splecenie ich w jedną wzorzystą całość typu wschodni dywan, broń Boże zaś swojski chodnik - szmaciak.
Dla przykładu: rzecz się dzieje w XVIII wieku, muzyka jest zaś wyraźnie z wieku XX. Dziełu Richarda Straussa patronuje zabawowy duch Mozarta, ale i dekadenckiej chandry tu niemało. Opera jest komiczna, lecz momentami mocno nostalgiczna. To z grubsza. Do tego tysiąc drobiazgów, poczynając od subtelnie żartobliwej muzyki, miejscami wyraziście stębnowanej walcem, a miejscami omdlewającej ze szczęścia, przez scenografię, kostiumy, po rekwizyty. Tak jest: diabeł tkwi w szczegółach, zwłaszcza w tej operze, i temu diabłu należało przytrzeć rogów. Udało się! Do tego trzeba było mieć wszystko w możliwie najlepszym gatunku. Jestem pełen podziwu dla reżysera, Güntera Mayra, który te wszystkie nici ze sobą powiązał.
Chylę czoło przed Sławkiem A. Wróblewskim, bo to chyba on najwięcej wycisnął z orkiestry POB, będąc współdyrygentem Jeanpierre'a Fabera. Znakomicie dogadali się z reżyserem i sobą scenograf Jacek Mocny i kostiumolog Małgorzata Słoniowska. A śpiewacy? Zarówno główne trio pierwszej premiery: Beela Müller (Marszałkowa), Rita Lucia Schneider (Oktawian) i Paweł Izdebski (baron Ochs), jak drugiej - ale tylko wg porządku! - Magdalena Barylak, Alicja Węgorzewska i André Eckert byli znakomici. Na szczególne wyróżnienie zasługują Barylak i Węgorzewska, debiutujące w tych rolach, no i chamowaty arystokrata Ochs, niezrównanego Izdebskiego. Jeszcze jednego aktora tu wymienię, który zdobył wyraźną sympatię widowni: to niemy boy, ośmioletni Mateusz Wesołowski, syn Joanny, która zagrała tu pewną totumfacką, a on postawił kropkę nad "i". Wychodzący ze spektaklu nucą motyw przewodni, walczyka, który śpiewa zadłużony po uszy Ochs o niebywałej swej atrakcyjności seksualnej: noc ze mną będzie ci za krótka, dzień beze mnie za
długi. Tadeusz Skutnik
"Kawaler" na walizkach
Bezpośrednio po premierach zespół rusza za granicę na ponadmiesięczne tournée. Przed nimi blisko trzydzieści przedstawień. "Kawalera" zagrają w Niemczech, Austrii, Luksemburgu, Szwajcarii, Francji. Pierwsze, zapewne bardziej "dograne" spektakle w Gdańsku dopiero na początku listopada. Warto jednak już teraz pomyśleć o biletach.Spektakl powstał w Ramach Roku Polsko-Niemieckiego. Głównymi sponsorami są Urząd Marszałkowski i Grupa Lotos. Otrzymał też finansowe wsparcie Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej i Programu Operacyjnego Ministerstwa Kultury RP.
Anna Gromnicka, Tadeusz Skutnik