Specjaliści zajmą się wizerunkiem lekarzy
Czas zmienić obraz lekarza jako pijaka i łapownika - postanowili polscy lekarze. By ten wizerunek poprawić, chcą wynajmować specjalistyczne agencje public relations - ujawnia "Gazeta Wyborcza".
Pomysł narodził się podczas spotkania przewodniczących wszystkich izb lekarskich. Ustalono, że co miesiąc każdy ze 150 tys. polskich lekarzy będzie wpłacać złotówkę na specjalne konto łódzkiej izby.
Za te pieniądze wynajmie się firmy PR, by tworzyły pozytywny wizerunek lekarza w społeczeństwie. Żeby przekonać ludzi, że medycy to ludzie uczciwi i ciężko pracujący, PR-owcy będą organizować konferencje prasowe, kampanie informacyjne i reklamowe.
Przemysław Mitrowski, dyrektor w agencji PR Lighthouse Consultants: - Budżet, jakim będą dysponowali lekarze, jest ogromny. Takie pieniądze na PR mają w Polsce tylko największe instytucje finansowe i międzynarodowe korporacje. Dysponując kwotami powyżej 100 tys. miesięcznie, można zrobić niemal wszystko - serię reklam telewizyjnych, kampanię billboardową itp.
Z konta będą mogli też korzystać lekarze w tarapatach - np. ci, którzy poczuli się niesłusznie oskarżeni przez media. Dostaną pieniądze na prawnika, by pomógł im walczyć w sądzie o dobre imię.
- W prasie, radiu i telewizji co rusz pojawiają się bulwersujące informacje o aferach, których bohaterami są lekarze - mówi Grzegorz Krzyżanowski, prezes Łódzkiej Izby Lekarskiej. - Przede wszystkim oskarża się ich o branie łapówek i pracę w stanie nietrzeźwości. Lekarze oskarżeni o przestępstwa przed udowodnieniem rzekomej winy są traktowani gorzej niż pospolici przestępcy.
Prof. Kazimierz Szewczyk, etyk z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi: - Lekarz to nie tylko zawód, ale powołanie. Dlatego wymaga się od niego więcej. Stąd taką sensację budzą doniesienia o medykach pijanych czy biorących łapówki. Ale media nie są jednostronne. Kiedy informują o konfliktach szpitali z NFZ, zawsze stają po stronie lekarzy.
W Polsce potrzebna jest publiczna debata na temat kondycji służby zdrowia. Niestety, wśród lekarzy pokutuje syndrom oblężonej twierdzy i chcą oni argumenty zastąpić reklamą w wykonaniu agencji PR. A to nie rozwiąże ich problemów - mówi prof. Szewczyk.(PAP)