Sparaliżowany mężczyzna chce oddać swoją zdrową nerkę
Od ponad trzydziestu lat Hieronim Sadłowski z Kuszewa pod Wągrowcem nie chce dalej żyć. Chce eutanazji.
17.09.2009 | aktual.: 18.09.2009 11:25
– Myśl, że może byłoby lepiej gdybym umarł, wciąż mnie nie opuszcza. Jednak kto pozwoli mi w naszym kraju przeprowadzić eutanazję? Nikt. Sam bym musiał wziąć sznur i... Takie życie to nie jest życie – mówi sparaliżowany mężczyzna. – Jedyną rozrywką jest telewizor. Gdy tak leżę zastanawiam się, dlaczego muszę się tak męczyć już tyle lat. Przecież nikogo nie zabiłem, nie zrobiłem nikomu krzywdy. Dlaczego więc mnie to spotyka? Mordercy wychodzą z więzień po trzynastu latach. A ja? Leżę tu już tak ponad trzydzieści lat. Gdy byłem młodszy, jeszcze jakoś to było. Mogłem choć usiąść na wózku inwalidzkim. Teraz już nie. Cały czas muszę leżeć w łóżku. Wolę umrzeć. Może wtedy byłby ze mnie pożytek. Chcę, aby moje narządy trafiły do przeszczepu. Z jednej mojej nerki już nic nie będzie. Ale druga jest całkowicie zdrowa. Mało to jest ludzi młodych, którzy muszą co dwa tygodnie jeździć na dializy, męczyć się? A moja nerka mogłyby komuś pomóc w cierpieniu. Pozwolić normalnie żyć, cieszyć się tym życiem, bo ja już nie mogę.
Nie chcę już cierpieć. Już dość – tłumaczy rozpaczliwie.
Dramat mężczyzny zaczął się po wypadku motocyklowym. Pan Hieronim doznał uszkodzenia kręgosłupa. Diagnoza lekarzy brzmiała jak wyrok. Kalectwo. Nie pomogli lekarze z całej Polski. Wszyscy załamywali ręce, nie dając szans. O losie mężczyzny, dla którego całym światem stał się niewielki pokój z telewizorem, a który mimo swego kalectwa opiekuje się też chorą matką, a obojgiem zajmują się jego brat i bratowa, zrobiło się głośno dokładnie rok temu. Gdy postanowił prosić prezydenta o pozwolenie na eutanazję. Na dramatyczny apel mężczyzny jako pierwsi odpowiedzieli dziennikarze.
Za sprawę mediów zrobiło się głośno o Hieronimie Sadłowskim w całym kraju. I dopiero wtedy urzędnicy zainteresowali się losem sparaliżowanego mężczyzny. Zaczęli przyjeżdżać do Kuszewa. Co więcej, w niewielkim pokoju wstawili mu nowe okno i kupili laptopa, aby chory mógł korzystać z internetu, tyle tylko, że zapomnieli jednak o podłączeniu samego internetu. Sieci bezprzewodowe nie działają.
Teraz wszystko wróciło do sytuacji sprzed roku. Przy chorym zostali tylko jego najbliżsi.