Sparaliżowany Janusz Świtaj pracownikiem fundacji
Całkowicie sparaliżowany od 14 lat, 32-letni Janusz Świtaj z Jastrzębia Zdroju, który kilka tygodni temu poprosił sąd o przerwanie terapii w przypadku śmierci jednego z opiekujących się nim rodziców, będzie pracownikiem Fundacji Anny Dymnej "Mimo Wszystko".
12.03.2007 16:50
Chciałabym, aby Janusz różnymi sposobami dotarł do ludzi w podobnej co on sytuacji - by zorientował się, ile jest takich osób w Polsce, jakiej potrzebują pomocy, co przynosi im największe cierpienie, a także, by docierał do ludzi, którzy są kompletnie odcięci od świata i otwierał im go - powiedziała Dymna.
"Uświadomić problem"
Praca Świtaja ma pomóc nie tylko jemu, ale też innym osobom w podobnej sytuacji. Aktorka liczy, że efekty jego pracy pomogą w wypracowaniu procedur prawnych, pozwalających na zatrudnianie takich osób mimo orzeczonej niezdolności do pracy, a także w wyciąganiu ich ze spowodowanej chorobą izolacji.
Świtaj ma pracować na pół etatu przez Internet. Zajmie się poszukiwaniem i nawiązywaniem kontaktów z osobami niepełnosprawnymi i przewlekle chorymi. Po odwiedzinach Dymnej mówi, że rozpoczął już okres próbny przed zatrudnieniem w Fundacji. Swoją pracę na razie woli nazywać zajęciem.
Sprawa Janusza jest bardzo ważna, bo on uświadomił problem, a razem możemy zbadać jeszcze potrzeby. Janusz rozumie takich ludzi lepiej, niż ktokolwiek inny. My, jako Fundacja - aby ich życie jakoś uczłowieczyć - możemy organizować im komputery, ale nie pomożemy wszystkim. Chodzi więc przede wszystkim o to, by problem uświadomić społeczeństwu i państwu - wyjaśniła aktorka.
Sama podkreśla, że choć nie zajmuje się przewlekle chorymi ludźmi, chce, by sprawa Świtaja stała się pewnym precedensem, a przynajmniej początkiem drogi - by sparaliżowani, ciężko chorzy, odcięci od świata ludzie, mogli czuć się potrzebni dzięki własnej pracy lub choćby przez umożliwienie im kontaktu ze światem.
Prawdopodobnie takich ludzi jak Janusz Świtaj żyje w Polsce wielu. W niczym się od nas nie różnią - mają identyczne uczucia i marzenia. Podobnie rani ich obojętność otoczenia, poczucie samotności i doznawany ból. Świat o nich zapomniał. Nie pamiętałby pewnie również o Januszu, gdyby nie jego desperacki krok - napisano w komunikacie o zatrudnieniu Świtaja na stronie Fundacji Anny Dymnej.
"Przecież jesteś potrzebny"
Aktorka wyjaśniła, że Janusza Świtaja poznała rok temu, gdy zwrócił się do jej Fundacji o pomoc. Dzięki wymianie e-maili i sms-ów zapamiętała go jako uroczego człowieka. O liście Świtaja do jastrzębskiego sądu dowiedziała się od dziennikarzy, którzy poprosili ją o skomentowanie sprawy "sparaliżowanego mężczyzny, który poprosił sąd o zgodę na eutanazję". Gdy dowiedziałam się, że chodzi o Janusza, zadzwoniłam do niego i powiedziałam: "Janusz, przecież Ty jesteś potrzebny". Przyznałam, że słusznie domaga się dyskusji na ten temat, bo sytuacja podobnych ludzi jest w Polsce upokarzająca. Zapowiedziałam mu też, że będzie u mnie pracował - wyjaśniła Dymna.
Zatrudnienie Świtaja w Fundacji wymaga podpisania prawnej umowy, tymczasem 32-latek ma orzeczony zakaz jakiejkolwiek pracy. Jak ustaliła Dymna, jeśli lekarz w określonym przypadku stwierdzi, że możliwe jest podjęcie pracy przez niepełnosprawną osobę, zawarcie umowy jest możliwe Tu chodzi o to, by ten człowiek czuł się potrzebny i pracował u nas na umowę o pracę - podkreśliła aktorka.
Takich ludzi nigdy nie brało się pod uwagę, że mogą pracować, a mogą. Przepisy prawdopodobnie nie uwzględniają tych osób, niemniej on i tak tę pracę dostanie. Badamy jeszcze, w jaki sposób możemy go zatrudnić, zgłaszamy się do PFRON-u, do instytucji zajmujących się prawem pracy. Na razie są przeszkody, ale myślę, że to się zmieni, choć może wymagać czasu - oceniła Dymna.
Aktorka, która w swojej Fundacji zatrudnia kilka osób na wózkach inwalidzkich oraz osobę po przejściach onkologicznych, ocenia ich jako świetnych pracowników. Dzięki Fundacji studia podjęła też osoba niemal całkowicie sparaliżowana, ze sprawną tylko jedną ręką - studiuje przez Internet.
Fundacja Dymnej uruchomiła już dla Janusza Świtaja specjalne subkonto. Gromadzone na nim pieniądze zostaną przeznaczone na zakup specjalistycznego wózka z respiratorem, który umożliwi mu opuszczanie łóżka. Koszt takiego urządzenia wynosi około 200 tys. zł.