PolskaSnowboardzista zderzył się z... koparką

Snowboardzista zderzył się z... koparką

W sądeckim szpitalu od ponad tygodnia dochodzi do siebie młody snowboardzista, który nocny szus środkiem ulicy w Krynicy Zdroju skończył na koparce dokonującej akurat załadunku śniegu. Ma połamane kości nogi, ręki, miednicy, urazy brzucha i pęcherza. Ledwie przeżył ten wypadek. Od ofiary wypadku policjanci wyczuli woń alkoholu, który mógł być przyczyną dramatu.

Snowboardzista zderzył się z... koparką

06.01.2006 | aktual.: 06.01.2006 09:03

Można zapobiegać... Białe szaleństwo może skończyć się nawet śmiertelnie. Nieodpowiedzialność, nieostrożność, alkohol i brawura powodują, że przyjemność z uprawiania zimowego sportu często ma finał w szpitalu lub na wózku inwalidzkim. Niestety, dramatyczne doniesienia z beskidzkich stoków nie przemawiają do ludzi. Szczególnie młodzi uparcie je lekceważą. Zamiast treningiem rozgrzewają się alkoholem, albo nawet będąc trzeźwymi jeżdżą do upadłego. W środę wieczorem w Wierchomli, 34-letni narciarz zasłabł podczas zjazdu. Goprowcy próbowali go reanimować, ale nie udało się. Mężczyzna zmarł.

W Koninkach koło Mszany Dolnej wciąż głośno o prokuratorskim śledztwie w sprawie wypadk u na tamtejszym stoku. Jadący skuterem śnieżnym mężczyzna uderzył w 12-letniego chłopca zjeżdżającego na nartach. Ofiara wypadku ze wstrząsem mózgu i połamanymi nogami trafiła do szpitala w Krakowie. Przyczyny każdego z opisanych zdarzeń są inne, ale prawdopodobnie wszystkich można było uniknąć. cy, na dodatek z tak dramatycznym skutkiem musiało być szokiem. - To był bardzo ciężki przypadek - mówi doktor Tadeusz Frączek, ordynator oddziału chirurgii krynickiego szpitala. Brawura i brak wyobraźni wysłały młodego człowieka na salę operacyjną. Zmarły na stoku w Wierchomli 34-letni narciarz prawodpodobnie przecenił swoje siły, albo nie był świadom, że ze względu na stan zdrowia powinien ograniczyć wysiłek. Lekarz stwierdził zgon w wyniku niewydolności układu krążenia.

- Przed zjazdami należy odpowiednio się przygotować, potrenować. A jeżdżąc oszczędzać siły, dozować wysiłek, nie przemęczać organizmu. Zarówno zjazdy "na świeżo", bez zaprawy, jak i te do upadłego, mogą skończyć się fatalnie - mówi doktor Frączek. Doktor cieszy się, że w tym sezonie wypadków jest mniej niż o tej samej porze podczas ostatniego sezonu. W ubiegłym roku kryniccy lekarze składali kości aż 2 tysiącom narciarskich i snowboardowych połamańców!

- W tym roku może jeżdżą trochę ostrożniej, może warunki na stokach są lepsze, miejmy nadzieję, że nie będzie wielu tak dramatycznych przypadków jak ten ze snowboardzistą... - mówi lekarz. Nieszczęśliwe wypadki na stokach najczęściej kończą się skręceniami kolana u narciarzy, a u snowboardzistów urazami rąk, kręgosłupa, głowy. Zwykle są to urazy trudne do leczenia, które wymagają długich okresów rehabilitacji, często w unieruchomieniu. Niestety od narciarzy i snowboardzistów nikt nie wymaga prawa jazdy. Nikt nie bada ich alkomatem przed szusem, choć może przypadoby się! Spowolnione lub wręcz nieprzewidywalne reakcje po alkoholu dla amatorów zimowych sportów mogą skończyć się podobnie jak dla pijanego kierowcy samochodu. Kto dodaje sobie animuszu bądź rozgrzewa się przed zjazdem wyskokowym napojem nie ma świadomości, że naraża swoje bezpieczeństwo i bezpieczeństwo innych. - Przydałyby się policyjne patrole na stokach, żeby utemperować to szaleństwo - mówi Tadeusz Frączek. - Najbardziej przykre jest to, że
często kończy się ono źle dla przypadkowych narciarzy potrąconych przez tych, którzy jadą na łeb na szyję.

Stoki muszą być bezpieczne! W lutym na stoku w Koninkach pełniący dyżur na stoku ratownik uderzył skuterem śnieżnym w 12-letniego narciarza. Chłopca śmigłowcem przewieziono do szpitala. Połamanego i ze wstrząsem mózgu. W toku prokuratorskiego śledztwa stwierdzono, że kierowca skutera nie zachował należytej ostrożności i zajechał drogę narciarzowi. Zarzucono również właścicielce wyciągu, że nie zastosowała się do kontrolnych zaleceń ratowników górskich i nie odgrodziła siatką zjazdu z nar tostrady od drogi dla ratraków. Właśnie tamtędy jechał 12-letni narciarz. Zarówno kierowca skutera jak i właścicilka wyciągu nie przyznają się do winy. Właściciele ośrodków narciarskich także powinni mieć wyobraźnię. Gdy braknie jej zarówno korzystającym ze stoków jak i tym, którzy je przygotowują może skończyć się kolejną tragedią.

Iwona Kamieńska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)