Smutki Marizy

„Fado” oznacza los. Tę dziwną, portugalską odmianę ballady rozsławiła piosenkarka, która nie jest ani melancholijną brunetką, ani nawet nie urodziła się w Portugalii.

01.01.2007 | aktual.: 14.03.2007 08:32

Dzięki swemu głębokiemu, bogatemu głosowi, pełnym namiętności występom i frapującej urodzie portugalska pieśniarka Mariza w ciągu zaledwie paru lat stała się wielką gwiazdą światowej muzyki, ściągającą tłumy do sal koncertowych wielu krajów. Zyskała powszechne uznanie, odświeżając tradycyjne portugalskie fado i nadając mu fascynujące, nowe brzmienie. – Nie jestem typową pieśniarką fado, brunetką z ciemnym szalem stojącą nieruchomo na scenie – wyjaśnia mi, odsuwając do tyłu krótkie, platynowe włosy. – Nie taką, jakiej słuchał mój ojciec. Jestem pieśniarką fado z XXI wieku. „Fado” oznacza los, a muzyka ta wywołuje w ludziach skrajne doznania.

Muzyka kolonialistów

Jesteśmy w Mozambiku, miejscu narodzin Marizy, nazajutrz po triumfalnym koncercie uświetniającym jej przyjazd do kraju, pierwszym, od czasu gdy jej rodzina opuściła go w 1976 roku (Mariza miała wówczas trzy lata). Pieśniarka siedzi przy basenie kolonialnego hotelu Polana, który od lat 20. ubiegłego wieku pozostaje głównym hotelem Maputo. Mariza wciąż jest pod wrażeniem entuzjastycznej reakcji, jaką wywołał jej wczorajszy koncert. – To cudownie być znów w Mozambiku, ale szczęście miesza się teraz ze smutkiem – mówi, wygrzewając się w promieniach tropikalnego słońca i popijając wodę sodową. – Chodzę z matką po mieście, a ponieważ nie byłyśmy tu od 30 lat, ona uważnie się przygląda różnym miejscom i wspomina. Wiele się zmieniło. To budzi rozmaite emocje.

Występ w Mozambiku mógł onieśmielać, tłumaczy Mariza, zwłaszcza że wielu nadal uważa fado za muzykę kolonialistów. – Fado nie cieszyło się tu popularnością. Młode pokolenie wie tylko, że ta muzyka pochodzi z Portugalii. Ja im pokazuję, że jest czymś szczególnym. Do Portugalii trafiła za pośrednictwem żeglarzy opływających trójkąt Portugalia–Afryka–Brazylia. Żeglarze przywieźli afrykańskich niewolników, których taniec, zwany fado, był wówczas zakazany jako zbyt erotyczny. Niewolnicy zaczęli więc śpiewać. Fado wyraża to, co zwiemy „saudade” – tęsknotę za czymś lub za kimś. Pieśni i poezja fado stały się w Portugalii środkiem przekazu, jak telewizja CNN w Stanach Zjednoczonych.

Niedawno Mariza spełniła swoje marzenie: wystąpiła z towarzyszeniem wielkiej orkiestry w londyńskiej Royal Albert Hall przed publicznością złożoną z czterech tysięcy osób. Koncert w tak ogromnej sali był wyzwaniem dla pieśniarki, znanej z zamiłowania do kameralnego nastroju. Jednakże nowy album Marizy, „Concerto em Lisboa”, nagrany na żywo z Lizbońską Orkiestrą Symfoniczną, pokazuje, jak jej złoty głos łatwo niesie się ponad instrumentami smyczkowymi, panując nad publicznością.

Muzyka fado jest na ogół posępna, pieśni wyrażają melancholijną tęsknotę i niepokój. Mariza promieniuje miłością życia. Na zakończenie występu lubi zejść ze sceny i w towarzystwie gitarzystów wmieszać się w widownię, by zaśpiewać co najmniej jedną pieśń bez mikrofonu. Jej ojcem był portugalski urzędnik państwowy, matka pochodziła z rodziny afrykańsko-indyjskiej. Mariza wyjechała z Mozambiku, kiedy po upadku portugalskiej dyktatury jej kolonie uzyskały niepodległość. Dorastała w robotniczej portowej dzielnicy Lizbony, Mourarii, gdzie w XIX wieku narodziło się fado. Jako dziewczynka zakradała się na dół do restauracji rodziców i podglądała występujących tam śpiewaków. Gdy miała pięć lat, zaczęła śpiewać fado, ale zrezygnowała jako nastolatka. – Ludzie mi mówili, że śpiewam inaczej. Uznałam to za naganę, więc przerzuciłam się na śpiewanie muzyki brazylijskiej, jazzu, bossa novy. Śpiewała na brazylijskim statku wycieczkowym, a po powrocie do Lizbony pracowała z zespołem wykonującym piosenki Randy Crawford,
Rolling Stonesów i Supertramp. Była jednak nierozerwalnie związana z fado, i pewnego wieczoru znany portugalski poeta namówił ją, by zaśpiewała w jego klubie. – Powiedział: „Dlaczego zawsze śpiewasz przeboje brazylijskie i anglosaskie? Dlaczego nie śpiewasz portugalskich piosenek?”. A więc powróciłam do swego stylu.

Płacz kobiety

W roku 1999 Mariza zaśpiewała podczas nabożeństwa żałobnego niekwestionowanej królowej fado Amalii Rodrigues – portugalskiej Edith Piaf. Rodrigues otaczano taką czcią, że po jej śmierci rząd portugalski ogłosił trzydniową żałobę. Nabożeństwo żałobne transmitowano w radiu i telewizji. Mało znana, szczupła i młoda Mariza zaśpiewała w hołdzie zmarłej pieśń, którą spopularyzowała Rodrigues, i urzekła wszystkich.

Debiutancka płyta „Fado em mim” z 2001 roku okazała się w Portugalii natychmiastowym hitem. W rok później Mariza objeżdżała już cały świat. Jej drugi album „Fado Curvo” był bardziej eksperymentalny: łączył tradycyjne pieśni z eleganckimi aranżacjami i nowymi kompozycjami. Mariza poszukuje pomysłów współpracy z nowymi poetami i muzykami. – Czuję się jak ambasador fado. W wolnych chwilach szukam wśród utworów poetyckich najbardziej ekspresyjnych, najbardziej żarliwych. Twierdzi, że nigdy nie odejdzie od tej muzyki. – To jest moja osobowość, moje uczucia, moje emocje. Fado ma w sobie wszystkiego po trochu – elementy jazzu, bluesa, muzyki klasycznej.

Fado tłumaczy się jako „los”, ale słowo to wyraża gamę emocji: poddanie się przeznaczeniu, rezygnację, mieszaninę tęsknoty i smutku zwaną saudade. Puryści fado uwielbiają Marizę między innymi dlatego, że szanuje tradycję: zgodnie ze zwyczajem ubiera się na czarno; odświeża muzykę, nie wprowadzając do niej rocka ani popu. W jej utworach występuje zawsze charakterystyczna portugalska gitara. – Przypomina płacz kobiety, do którego staram się dostosować mój śpiew.

Andrew Meldrum

ŻRÓDŁO: The Guardian, ale LOGO The Observer

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)