Świat"Smoleńska tragedia zaczęła się w Warszawie"

"Smoleńska tragedia zaczęła się w Warszawie"

Załoga przestała tam istnieć, drugi pilot przestał istnieć, tam była cisza. Nie mieści mi się w głowie sposób podejścia do lądowania - mówił w "Faktach po Faktach" w TVN24 płk Stefan Gruszczyk, były dowódca eskadry w 36 Specjalnego Pułku Lotnictwa Transportowego. Z kolei b. dowódca pułku, płk Robert Latkowski mówił: - Dowódcą prezydenckiego samolotu nie był kapitan Protasiuk, ale generał Błasik. I to on dał decyzję na lądowanie, nawet jeśli nie bezpośrednio.

"Smoleńska tragedia zaczęła się w Warszawie"
Źródło zdjęć: © AFP | Natalia Kolesnikova

29.12.2010 | aktual.: 30.12.2010 06:57

"Tragedia zaczęła się w Warszawie"

- Smoleńska tragedia zaczęła się w Warszawie, a największy żal mam do organizatorów lotu - uważa płk Latkowski, dodając, że trzema głównymi przyczynami katastrofy były: błędna decyzja o starcie w tych warunkach, błędy pilotów i błędy wieży kontrolnej.

Jak mówił płk Latkowski, 10 kwietnia w Smoleńsku nie było pogody do lądowania. - Błędną decyzję podjął dowódca sił powietrznych, który był odpowiedzialny za ten lot. Jako że był na pokładzie tego samolotu, był też gwarantem bezpieczeństwa prezydenta i pasażerów. Powinno się opóźnić wylot i czekać na poprawę pogody albo lecieć na lotnisko zapasowe - mówił.

"Kapitan ląduje i rozmawia, bo nawigator nie potrafi"

Kolejnym błędem, zdaniem pułkownika, była decyzja załogi o lądowaniu na małym, przestarzałym i nieużywanym smoleńskim lotnisku, do tego we mgle.

Płk Stefan Gruszczyk mówił, że "dobór załogi był fatalny". - Załoga nie znała rosyjskiego i nie znała procedur, jakie obowiązują przy lądowaniu na rosyjskich lotniskach wojskowych - wyliczył. Tylko kapitan Arkadiusz Protasiuk "w miarę" potrafił porozumieć się z kontrolerami, dlatego też to on, zamiast nawigatora, rozmawiał z wieżą. - Nie może być tak, że kapitan prowadzi korespondencję lądową i jednocześnie ląduje, bo nawigator nie potrafił mówić po rosyjsku! Cały system pracy załogi został przez to zawalony - ocenił.

"Nie zabraniał łamania zasad i regulaminu"

Płk Latkowski przypomniał, że w kabinie znajdował się dowódca sił powietrznych i dlatego, jego zdaniem, Protasiuk działał pod presją przełożonego. - Piloci popełnili błędy, ale byli tak wyszkoleni i byli pod presją. Dowódcą tego samolotu nie był kapitan Protasiuk, ale, zgodnie z regulaminem wojskowym, generał Błasik. I to on dał decyzję na lądowanie, nawet jeśli nie bezpośrednio, to nie zabraniając dawał przyzwolenie na łamanie zasad i regulaminu lotów - mówił, dodając, że "załoga nie chciała lądować, tylko zrobić podejście do lądowania, zadowolić pasażerów i odlecieć na inne lotnisko". - Nie wiedzieli, że są niżej, pogubili się, jeden błąd gonił drugi - mówił płk. Latkowski.

Gruszczyk dodał, że załoga łamała procedury, bo "przestała istnieć jako załoga".

Płk Latkowski wspominał też o błędach kontroli obsługi lotniska Siewiernyj. On sam wykonywał loty z VIP-ami na pokładzie. - Jak leciałem z prezydentem czy premierem, to zawsze byłem kontrolowany radiolokacyjnie. Byłem uprzedzany, współpracowałem z obsługą. Jeśli załoga nie podaje wysokości, to kontroler powinien zabronić podejścia i skierować na lotnisko zapasowe. Kontrola nie powinna dopuścić do lądowania tego samolotu - mówił Latkowski.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (1019)