Smoleńsk i Szczekociny - dziwna decyzja władz
Pośrednia odpowiedzialność rządu jest oczywista. Jeżeli sobotnią katastrofę wywołał błąd ludzi, winę ponosi państwowa spółka PKP za złe przeszkolenie swoich pracowników. Jeśli zawiodła technika, powodem tragedii może być drastyczne ograniczenie środków na modernizację kolei - mówi w rozmowie z "Gazetą Polską Codziennie" prokurator w stanie spoczynku Bogdan Święczkowski. Zaznacza, że widzi sprzeczności w działaniu władz między dochodzeniem do przyczyn katastrofy Smoleńskiej i pod Szczekocinami.
Rząd Polski po katastrofie pod Szczekocinami zgadza się na pomoc międzynarodową, mówi o konieczności wyjaśnienia sprawy za wszelką cenę. W sprawie katastrofy smoleńskiej zachowywał się inaczej. Czy nie widzi Pan sprzeczności w działaniu władz?
Bogdan Święczkowski: - Oczywiście, że widzę. Sądzę, że po Smoleńsku rząd umywał ręce, wyraźnie obawiając się zrobić wszystko, aby wyjaśnić przyczyny katastrofy.
Dlaczego?
- Działanie rządzących chyba zdeterminował lęk przed Rosjanami. W wypadku wielkiej tragedii w Szczekocinach tej obawy nie ma. Nie można mówić o podtekście politycznym. Dlatego rząd nie ma obiekcji, by przyjąć pomoc Amerykanów.
Ale po Smoleńsku prokurator Marek Pasionek podejmował próby zainteresowania Amerykanów zbadaniem okoliczności tragedii.
- Tak, i doskonale wiemy, jak to się skończyło. Zapłacił odsunięciem od nadzoru nad śledztwem i postępowaniem dyscyplinarnym.
- Niezależnie od tego, czy przyczyną tragedii był błąd ludzi, czy awaria techniczna, pośrednia odpowiedzialność rządu jest oczywista. Jeżeli sobotnią katastrofę wywołał błąd ludzi, winę ponosi państwowa spółka PKP za złe przeszkolenie swoich pracowników. Jeśli zawiodła technika, powodem tragedii może być drastyczne ograniczenie środków na modernizację kolei. Przecież Donald Tusk nie rządzi od 100 dni, ale od ponad czterech lat. Nie może się tłumaczyć, że nie miał czasu na dokonanie gruntownych zmian.