PolskaŚmigłowiec nie mógł zabrać rannego chłopca. Szef pogotowia wyjaśnia

Śmigłowiec nie mógł zabrać rannego chłopca. Szef pogotowia wyjaśnia

Dyrektor Lotniczego Pogotowia Ratunkowego Robert Gałązkowski powiedział, że podtrzymuje decyzję dyspozytora o braku możliwości transportu rannego chłopca ze szpitala w Gostyniu do placówki w Poznaniu. Sprawa dotyczy transportu 5-latka po wypadku. Chłopiec musiał być w sobotę przetransportowany karetką, bo - jak tłumaczy Gałązkowski - szpital w Gostyniu nie ma lądowiska.

Śmigłowiec nie mógł zabrać rannego chłopca. Szef pogotowia wyjaśnia
Źródło zdjęć: © PAP | Andrzej Grygiel

13.08.2012 | aktual.: 13.08.2012 21:34

W sobotę po południu do szpitala w Gostyniu w woj. wielkopolskim przywieziono rannego w wypadku 5-letniego chłopca. Dziecko ostatecznie trafiło do szpitala w Poznaniu po czterech godzinach. Zostało przewiezione specjalistyczną karetką. Przeszło operację, jego stan jest ciężki.

Tam nie ma lądowiska

- Podtrzymuję w pełni decyzję dyspozytora medycznego, który poinformował lekarza o braku możliwości wykonania transportu z Gostynia do Poznania w związku z brakiem lądowiska przyszpitalnego - powiedział Gałązkowski.

Odniósł się w ten sposób do wypowiedzi dyrektora szpitala w Gostyniu, według którego śmigłowiec mógł wylądować na stadionie w Gostyniu. Gałązkowski tłumaczył, że nie jest to lądowisko, ale tzw. miejsce gminne przeznaczone do wykonywania lotów ratunkowych w nocy.

Jak dodał, w przypadku lotu do wypadku załoga często nie zna miejsca lądowania, tymczasem w transporcie między szpitalami - według przepisów - lądowanie powinno odbyć się w miejscu spełniającym określone wymagania. - Innymi słowy, przepis mówi tyle: jeżeli pacjent jest pod opieką lekarzy, nam nie wolno ponosić podwyższonego ryzyka - wyjaśnił.

Podkreślił też, że za lot wbrew przepisom pilotowi grozi odpowiedzialność karna. Jak wyjaśnił, może to również skutkować zatrzymaniem certyfikatu operatorowi, czyli w tym przypadku LPR.

Gałązkowski powiedział, że w latach 2002-2010 LPR sześć razy lądowało na stadionie w Gostyniu. Dopytywany przez dziennikarzy mówił, że pacjenci znajdowali się wówczas pod opieką lekarzy. Zwrócił jednak uwagę, że ówczesne przepisy stawiały mniejsze wymogi.

Minister żąda wyjaśnień. NFZ żąda wyjaśnień. Narażenie życia?

Wyjaśnienia w tej sprawie otrzymał także minister zdrowia Bartosz Arłukowicz.

W sprawie rannego chłopca minister Arłukowicz kontaktował się w niedzielę z prezes Narodowego Funduszu Zdrowia Agnieszką Pachciarz, która poinformowała, że Fundusz - w ramach swoich kompetencji - również skontroluje szpital w Gostyniu, by ustalić, czy był on odpowiednio zabezpieczony w transport sanitarny.

Postępowanie w tej sprawie, w związku z podejrzeniem narażenia życia i zdrowia dziecka, wszczęła także Prokuratura Rejonowa w Gostyniu.

Źródło artykułu:PAP
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (376)